Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/110

Ta strona została przepisana.

— Nie wymagaj tego, ojcze — odparł młodzieniec stanowczo. — Pozwól mi zanieść do grobu tę ta jem nicę.
— On nic nie winien — wyszeptał do siebie pastor.
Wyjąwszy potem z pod sukni czarny krzyż, postawił go na ołtarzu, wykutym z kamienia i ustawionym pod wilgotnym murem więzienia. Obok krzyża umieścił małą lampkę żelazną i otwartą biblię.
— Módl się, mój synu i rozmyślaj. Za kilka godzin powrócę. Córko — dodał, zwracając się do Etheli, która podczas ich rozmowy pogrążoną była w myślach — trzeba nam opuścić więźnia. Czas upływa...
Podniosła się promieniejąca i spokojna, a coś jakby niebiańskiego jaśniało w jej spojrzeniu.
— Nie mogę odejść, ojcze, dopóki nie połączysz błogosławieństwem ślubnem Ethelę Schumacker z Ordenerem Guldenlew.
Poczem przemówiła do Ordenera:
— Gdybyś był jeszcze możnym i wolnym, płakałabym wtedy i odłączyła swój los nieszczęsny od twego. Ale dziś, kiedy już nie lękasz się zetknięcia z mojem nieszczęściem; kiedy jesteś, jak ja, uwięziony, osłabiony, uciśnięty; kiedy masz umierać: dziś przychodzę do ciebie w nadziei, że zechcesz przynajmniej, Ordenerze, panie mój, pozwolić tej, która nie może być twoją towarzyszką życia, zostać towarzyszką twej śmierci. Bo ty mnie kochasz o tyle chyba, że wątpić nie możesz, iżbym śmierć twoją przeżyć mogła.
Skazany padł do jej nóg i całował kraj jej sukni. Następnie rzekł do pastora: