Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/111

Ta strona została przepisana.

— Ty, ojcze, zastąpisz nam rodziców i świadków, a więzienie to będzie świątynią. Oto mój pierścień. Pobłogosław nas, ojcze i odczytaj święte słowa, mające połączyć Ethelę Schnmacker z Ordenerem Guldenlew związkiem małżeńskim.
Uklękli oboje przed kapłanem, który na nich patrzał ze zdziwieniem i litością.
— Co wy czynicie, moje dzieci? — zapytał.
— Ojcze — rzekła młoda dziewica — czas upływa, — Bóg i śmierć na nas czekają.
W życiu naszem napotykamy niekiedy tak silną wolę, że ulegamy jej, jakby pod wpływem nakazu nadprzyrodzonego. Kapłan podniósł oczy w górę i rzekł z westchnieniem:
— Niechaj mi Bóg wybaczy, jeśli moja powolność jest występną! Kochacie się, a niewiele zostaje wam czasu, żeby się kochać na ziemi, nie sądzę więc, abym uchybiał swoim świętym obowiązkom, uprawniając waszą miłość.
Odbyła się słodka ceremonia. Po ostatniem błogosławieństwie kapłana, młodzi podnieśli się z klęczek: byli już małżonkami.
Twarz skazanego jaśniała smętną radością; możnaby powiedzieć, że zaczął uczuwać gorycz śmierci od czasu, jak poznał szczęśliwość życia. Lica jego ukochanej jaśniały szczytną wielkością i prostotą; niewinna jeszcze dzieweczka miała już w sobie majestat małżonki.
— Czy nie prawda, Ordenerze mój — mówiła — że teraz jesteśmy szczęśliwi umierając, skoro życie nie mogło nas połączyć? Ty nie wiesz, co zamierzam: oto