Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/114

Ta strona została przepisana.

— Panowie sędziowie! Żołnierz, który ujął Hana z Islandyi znajduje się w tej sali. Nazywa się on Toric Belfast i jest drugim muszkieterem mojego pułku.
— Niechże więc się zbliży po przyrzeczoną nagrodę — powtórzył prezes.
Na wezwanie wystąpił z tłumu młody żonierz, muszkieter.
— Czy ty jesteś Toric Belfast? — zapytał prezydujący.
— Ja, wasza łasko.
— I to ty schwytałeś Hana z Islandyi?
— Ja, przy pomocy Belzebuba, wasza ekscelencyo.
Przyniesiono worek z pieniędzmi.
— Poznajesz w tym człowieku Hana z Islandyi? — wskazując na olbrzyma, znów zapytał prezes.
— Znałem wprawdzie lepiej buziaka ślicznej Kati, aniżeli Hana z Islandyi, ale jednak klnę się na chwałę Świętego Beiphegora, że jeśli Han rzeczywiście istnieje, to chyba w postaci tego ogromnego dyabła.
— Oto tysiąc talarów, przyrzeczonych przez wysokiego syndyka. Weź je Toricu Belfast — rzekł wówczas prezes.
Żołnierz przystąpił do stołu, gdy nagle z pośród tłumu odezwał się głos:
— Muszkieterze munckholmski, nie ty ująłeś Hana z Islandyi!
— Do wszystkich dyabłów! — zawołał żołnierz, odwracając się w stronę głosu — nie posiadam jeszcze w tej chwili nic, oprócz mojej fajki, przyrzekam jednak