ręce, rzadkie włosy i wreszcie całą postać nieszczęśliwego.
— Nie napróżno — mówił do siebie kiwając głową — podejrzewano go o świętokradztwo i nekromacyę. Widać dyabeł go porwał i utopił w Sparbo. I któżby to pomyślał, że doktor Spiagudry, który tak długo pilnował umarłych w tej oberży śmierci, sam się do niej dostanie!
Tak filozofując, Lapończyk podniósł już trupa, aby go złożyć na granitowem łożu, gdy nagle spostrzegł, że coś ciężkiego przywiązane było rzemieniem do szyi topielca.
— To pewnie kamień — rzekł — z którym go dyabeł rzucił do jeziora.
Mylił się jednak, była to bowiem niewielka szkatułka żelazna, na której, po bliższem rozpatrzeniu i starannem obtarciu, ujrzał zamek z herbami.
— Musi być coś dyabelskiego w tem pudełku — mruknął do siebie — człowiek ten bowiem był świętokradcą i czarownikiem. Złóżmy tę szkatułkę u biskupa: ona może dyabła w sobie zawiera.
I odwiązawszy ją od trupa, którego złożył w sali, udał się z nią pospiesznie do biskupiego pałacu, odmawiając w drodze pacierze, dla zabezpieczenia się od napaści szatana.
Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/126
Ta strona została przepisana.