— Jestem Ethel Schumacker. Ojciec mówi, że w kołysce nazywano mnie hrabianką Tongsberg i książniczką Wollin.
— Twój ojciec to mówi! — zawołała nieznajoma szyderczo, niezwłocznie jednak zapanowała nad sobą i znów dawnym zapytała tonem: — Wiele doznałaś nieszczęść, moje dziecię!
— Od urodzenia nieszczęście chwyciło mnie w swoje żelazne ramiona — odpowiedziała dzieweczka. — Szlachetny mój ojciec mówi, że opuści mnie ono dopiero przy śmierci.
Na ustach nieznajomej zjawił się uśmiech złośliwy: po chwili badała dalej:
— I nie szemrzesz przeciw tym, którzy na całe życie wtrącili cię do więzienia? Nie przeklinasz sprawców waszego nieszczęścia?
— O nie, bo lękam się, aby nasze przekleństwa nie sprowadziły na nich męczarni, jakie oni nam zadają.
— A czy znasz sprawców tych męczarni?
Ethel myślała przez chwilę, poczem rzekła:
— Wszystko się stało z woli nieba.
— Czy ojciec nie mówi ci nigdy o królu?
— O królu?... Za niego modlę się rano i wieczór, choć go nie znam wcale.
Ethel nie zrozumiała, dlaczego nieznajoma, usłyszawszy jej odpowiedź, przygryzła wargi.
— Czy twój nieszczęśliwy ojciec nie wymienia ci w gniewie swoich nieubłaganych wrogów: jenerała Arensdorfa, biskupa Spolyson i kanclerza Ahlefelda?
— Zupełnie nie znam tych nazwisk.
Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/13
Ta strona została przepisana.