Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/130

Ta strona została przepisana.
XV.

Wybiła fatalna godzina; już tylko połowę tarczy słonecznej widać było na horyzoncie. W fortecy munckholmskiej zdwojono straże; przed każdemi drzwiami przechadzały się placówki milczące i posępne. Do ponurych wieżyc fortecy, niezwykle ożywionych, dolatywał hałaśliwszy, niż zawsze, gwar miejski. Na dziedzińcach rozlegały się odgłosy bębnów kirem okrytych, a od czasu do czasu wstrząsnął powietrzem wystrzał armatni; ciężki dzwon wieżowy kołysał się zwolna wydając poważne i przeciągłe dźwięki, a ze wszystkich punktów portu łodzie, pełne ciekawych, dążyły do straszliwej skały.
Na Placu Broni wznosiło się, wśród czworoboku żołnierzy, rusztowanie czarno obite, około którego cisnął się wzrastający nieustannie tłum ciekawych. Na rusztowaniu przechadzał się człowiek w czerwonym stroju, wspierając się toporem o długiej rękojeści; niekiedy przystawał, aby poprawić pień, stojący na tem żałobnem wzniesieniu. W pobliżu przygotowany był stos, przy którym płonęły pochodnie, nasycone smołą. Między rusztowaniem a stosem stał słup z napisem: „Ordener Guldenlew — zdrajca“. Na szczycie wieży szlezwiskiej powiewała czarna chorągiew.
W owej właśnie chwili, przed zasiadającym wciąż sądem, stawiono raz jeszcze skazanego Ordenera. Bi-