Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/131

Ta strona została przepisana.

skupa tylko nie było, skończył już bowiem swój obowiązek obrońcy.
Syn vicekróla był czarno ubrany, na szyi miał łańcuch Danebroga. Twarz miał bladą, lecz pełną dumy i godności. Przyszedł sam, gdyż kazano mu udać się na miejsce kaźni zanim kapelan Anastazy Munder wrócił do jego więzienia.
Ordener przygotował się już ostatecznie do spełnienia ofiary; z pewnym jednak żalem myślał o życiu, i wolałby zapewne spędzić noc poślubną inaczej niż w grobie. W więzieniu modlił się a więcej marzył. Teraz stał u kresu wszelkiej modlitwy i marzenia. Czuł się silnym tą mocą, jaką daje Bóg i miłość bez granic.
Tłum, więcej od skazanego wzruszony, pożerał go oczami. Jego znaczenie i los okrutny wzbudzały zdumienie i litość. Nikt nie mógł wytłumaczyć sobie powodu jego zbrodni. W głębi serca ludzi istnieje dziwne uczucie, które ich pociąga zarówno do wesołych, jak i do krwawych widowisk. Z drapieżną pilnością starają się odszukać na zmienionych rysach mającego umierać myśl śmierci, jakby w tej uroczystej chwili w oczach skazanego okazywało się jakieś objawienie nieba albo piekła; patrzą na niego, jakby pragnąc zobaczyć, jaki cień rzuca śmierć, unosząc się po nad ludzką głową, jakby dla zbadania, co zostaje z człowieka, kiedy go już nadzieja opuściła. Wówczas wyobraźnią wstrząsa widok istoty, pełnej siły i zdrowia, która się porusza, oddycha, żyje, a za chwilę poruszać się, oddychać i żyć przestanie; widok istoty, otoczonej podobnemi do siebie istotami, którym nic nie