Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/158

Ta strona została przepisana.

— Czy jesteś gotów, Turiafie? — zypytał.
— Jeszcze chwilkę — rzekł skazany, którego znów ogarnęła bojaźń — zlituj się, mój bracie, nie ciągnij za sznur, dopóki ci tego nie powiem.
— Wcale za sznur ciągnąć nie potrzebuję — odpowiedział kat.
Po chwili powtórzył zapytanie:
— Czy jesteś gotów?
— Jeszcze chwilę! Muszę zatem umrzeć koniecznie?
— Turiafie, nie mogę dłużej mitrężyć.
Mówiąc to, Orugix dał znak halabardzistom, żeby się usunęli od skazanego.
— Jeszcze słówko, bracie! Nie zapomnij oddać papiery hrabiemu Ahlefeldowi.
— Bądź spokojny — odpowiedział brat i po raz trzeci zapytał: — Czy jesteś gotów?
Nieszczęśliwy otwierał już usta, ażeby błagać jeszcze o minutę życia, lecz zniecierpliwiony kat, nachyliwszy się, zakręcił miedzianą szrubą, wystającą z podłogi. Ta natychmiast usunęła się z pod nóg skazanego, który znikł w kwadratowym otworze, sznur zaś wyprężył się i zadrgał, targany konwulsyjnemi rzutami umierającego. Z otworu powiał prąd lodowatego powietrza, w jego przepaścistej głębi słychać było plusk wody.
Halabardziści, zdjęci przerażeniem, cofnęli się. Kat zbliżył się do otworu, uchwycił ręką za kołyszący się sznur i zawiesiwszy się na nim, wsparł silnie stopy