Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/16

Ta strona została przepisana.

Na te słowa oczy nieznajomej zamigotały złowrogo.
— Ma nadzieję, powiadasz! Ale jak? jakim sposobem?... kiedy?...
— Ma nadzieję opuścić to więzienie, ponieważ spodziewa się wkrótce pożegnać i życie.
W prostocie młodej i czystej duszy tkwi niekiedy potęga, która nie lęka się podstępów serca zatwardziałego w złości. Myśl ta może zaniepokoiła nieznajomę, gdyż twarz jej zmieniła się nagle; położyła swoją zimną rękę na ramieniu Etheli i rzekła, udając szczerość:
— Słuchaj mnie, dziecko. Czy wiesz, że twojemu ojcu grozi nowe śledztwo sądowe? że podejrzewają go o podżeganie górników do buntu?...
Słowa bunt i śledztwo niezrozumiałe były dla Etheli; zwróciła czarne swoje oczy na nieznajomę.
— O czem pani mówisz? — spytała.
— Mówię, że ojciec twój spiskuje przeciw królowi i że ta zbrodnia pociąga za sobą karę śmierci...
— Śmierć! zbrodnia! — zawołała Ethel.
— Zbrodnia i śmierć! — potwierdziła z naciskiem nieznajoma.
— Mój ojciec! mój szlachetny ojciec! On, który pędzi dni słuchając, jak mu czytam Eddę albo Ewangelię! On miałby spiskować? Ale cóż on pani uczynił takiego?
— Nie myśl o mnie źle, moje dziecię. Powtarzam, że wcale nie jestem waszą nieprzyjaciółką. Uprzedzam cię tylko, że twego ojca podejrzewają o wielką zbrodnię. Zdaje mi się, że za taką przestrogę mam