Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/165

Ta strona została przepisana.
EPILOG.

Opowiedziane wypadki od piętnastu dni były przedmiotem wszystkich rozmów w Drontheimie i Drontheimhuusie. Ludność miasta napróżno oczekując siedmiu kolejnych egzekucyj, zaczynała już tracić nadzieję tej przyjemności, a stare baby, nawpół ślepe, opowiadały, że owej nocy, kiedy się spaliły koszary, widziały Hana z Islandyi, unoszącego się nad płomieniami, śmiejącego się wśród ognia i spychającego na muszkieterów munckholmskich płonący dach budynku, kiedy, po nieobecności, która się tak długą zdawała Etheli, Ordener zjawił się w wieży Lwa Szlezwiskiego w towarzystwie jenerała Lewina Knud i kapelana Anastazego Munder.
Schumacker, wsparty na ramieniu swej córki, przechadzał się właśnie po ogrodzie. Młodzi małżonkowie zaledwie zdołali się powstrzymać, aby się nie rzucić w objęcia i musieli poprzestać na samych tylko spojrzeniach. Schumacker uścisnął serdecznie rękę Ordenera, a obu towarzyszących mu powitał życzliwie.
— Młodzieńcze — rzekł do Ordenera — niechaj niebo błogosławi twemu powrotowi.