Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/166

Ta strona została przepisana.

— Panie — odparł Ordener — wracam właśnie od mojego ojca z Berghen, ażeby uścisnąć drugiego ojca w Drontheim.
— Co chcesz przez to powiedzieć? — zapytał starzec.
— Że pragnę, abyś mi pan dał swoją córkę, szlachetny panie.
— Moją córkę? — powtórzył więzień, zwracając się do Etheli zarumienionej i drżącej.
Nagle zachmurzyło się jego czoło.
— Mój synu — rzekł po chwili — jesteś szlachetny i zacny; chociaż twój ojciec wiele mi wyrządził złego, jednak wszystko mu przebaczam dla ciebie i chętniebym patrzył na ten związek, ale jest ważna przeszkoda.
— Jaka? — zapytał Ordener zaniepokojony.
— Kochasz moją córkę, lecz jestżeś pewien, że ona ciebie kocha?...
Młodzi wymienili zdumione spojrzenie.
— Tak jest — mówił dalej Schumacker. — Cenię cię i chętnie nazwałbym cię swym synem, ale moja córka na to się nie zgodzi. Właśnie niedawno wyznała mi, że czuje niechęć dla ciebie. Od czasu twego wyjazdu milczy, kiedy jej o tobie wspominam, zdaje się nawet unikać myśli o tobie, jakby myśl ta przykrość jej sprawiało. Wyrzeknij się więc swej miłości, Ordenerze. Zresztą, z miłości można się tak samo wyleczyć, jak i z nienawiści.
— Panie! — zawołał Ordener zdumiony.
— Mój ojcze!.. — szepnęła Ethel, składając ręce.