Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/18

Ta strona została przepisana.

— Ordener! Ordener! — powtórzyła nieznajoma poruszona, a ręce jej szarpały nerwowo bogaty haft białego jej woalu.
— I utrzymujesz, że nie znasz jego nazwiska? — badała natrętnie, gorączkowo.
— Nie znam — odparła dzieweczka. — Co mnie może obchodzić jego nazwisko i rodzina? Ordener, pani, jest najszlachetniejszym z ludzi.
Ton głosu zdradził tajemnicę serca Etheli. Twarz nieznajomej przybrała teraz wyraz spokoju. Nie spuszczając badawczego spojrzenia z Etheli, zapytała:
— Czy słyszałaś, moje dziecię, o blizkiem małżeństwie syna wicekróla z córką wielkiego kanclerza, Ahlefelda?
Pytanie to musiała powtórzyć, gdyż myśli Etheli gdzieindziej pobiegły; dopiero przeto na powtórzone pytanie dzieweczka odpowiedziała:
— Zdaje mi się, że słyszałam.
Jej spokój i obojętność zdziwiły nieznajomę.
— Cóż myślisz o tem małżeństwie?
— Cóż mogłabym myśleć? Życzę tej dostojnej parze szczęścia.
— Hrabiowie Guldenlew i Ahlefeld, ojcowie narzeczonych, są przecież zawziętymi wrogami twojego ojca.
Ethel powtórzyła z anielską słodyczą:
— Związek ich dzieci niech, mimo to, będzie szczęśliwy!
— Przychodzi mi myśl pewna — szepnęła podstępnie nieznajoma. — Jeżeli życiu twojego ojca grozi niebezpieczeństwo, to mogłabyś z okazyi tego małżeństwa, wyjednać dla niego ułaskawienie przez syna vicekrôla..