Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/25

Ta strona została przepisana.

niela albo łosia królewskiego. Guldonie Stayper! Na twej siwej głowie dźwigasz pięćdziesiąt siedm lat, a wiek ten jest młodością chyba dla sowy. Guldonie Stayper, towarzyszu nasz! Wołałbym dla ciebie, żeby te dyamenty były ziarnkami prosa, jeśliś ich nie dostał sprawiedliwie tak, jak bażant królewski sprawiedliwie dostaje ołowianą kulę z muszkietu.
W głosie przywódcy górali brzmiała zarazem groźba i namaszczenie.
— Jak nasz kapitan Kennybol jest najśmielszym strzelcem z Kole — odparł Guidon bez najmniejszego uniesienia — a te dyamenty są dyamentami, tak samo prawdą jest, że je posiadam słusznie i sprawiedliwie.
— Czyż być może? — zapytał Kennybol tonem, który zdradzał walkę niedowierzania z ufnością.
— Pan Bóg i mój Święty Patron wiedzą najlepiej — odparł Guidon — że było to owego wieczoru, kiedy wskazałem Spladgest w Drontheim dzieciom naszej dobrej matki Norwegii, niosącym ciało oficera, znalezione na płaszczyznach Urchtalu. Będzie temu około ośmiu dni. Jakiś młodzieniec zbliżył się do mojej barki: — Do Munckholmu! — rzekł do mnie. Nie miałem chęci go słuchać, kapitanie, ptak bowiem niechętnie lata w pobliżu klatki. Ponieważ jednak ów młody pan miał postawę wyniosłą i szlachetną, a za nim szedł koniuszy, prowadzący dwa konie; ponieważ nadto wskoczył już do mej barki z miną rozkazującą: przeto ująłem za moje wiosło, to jest za wiosło mego brata. Stało się to widać z woli mego anioła stróża. Przybywszy do twierdzy, młody pan pomówił z sierżantem, który musiał być dowódcą fortu, a potem rzucił