Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/3

Ta strona została przepisana.
I.
Maska się zbliża: to Angelo. — Hultaj zna się na swojej sztuce; musi być pewnym siebie.
Lessing.

W odwiecznym lesie dębowym, gdzie zaledwie się przedziera blady brzask poranku, człowiek nizkiego wzrostu zbliża się do drugiego, który snać go oczekiwał. Potem zaczyna się rozmowa, prowadzona szeptem:
— Niech wasza miłość raczy mi przebaczyć opóźnienie; złożyły się na nie różne i dziwne przygody.
— Jakież?
— Dowódca górali, Kennybol, przybył na miejsce zebrania dopiero o północy; a za to zostaliśmy zaniepokojeni niespodzianem zjawieniem się tajemniczej osobistości.
— Któż to był?
— Człowiek, który, jak szalony, wpadł do kopalni w czasie naszego zgromadzenia. Myślałem z początku, że to szpieg i poleciłem go sprzątnąć. Okazało się jednak, że miał przy sobie kartę bezpieczeństwa jakiegoś wisielca, otoczonego szczególnym szacunkiem naszych górników; wzięli go więc pod swoją opiekę. Po rozwadze przyszedłem do wniosku, że to musi być jakiś ciekawy podróżnik albo uczony. Na wszelki