Musimy się cofnąć o dzień i przenieść do Skongen, dokąd, podczas gdy powstańcy wychodzili z kopalni ołowiu Apsyl-Corh, przybył pułk muszkieterów, który już widzieliśmy w marszu.
Po wydaniu rozkazów co do rozmieszczenia żołnierzy, baron Voethaun, pułkownik muszkieterów, miał już przestąpić próg przeznaczonego mu na kwaterę domu w pobliżu bramy miejskiej, kiedy nagle ciężka ręka spoczęła na jego ramieniu. Odwrócił się zdziwiony.
Przed nim stał człowiek nizkiego wzrostu, z twarzą zasłoniętą szerokiemi skrzydłami kapelusza tak, że zaledwie można było dostrzedz jego kędzierzawą i rudą brodę. Był on starannie otulony szarym płaszczem, który, sądząc z resztek kaptura, jakie na nim wisiały, był zapewne habitem pustelnika. Z pod płaszcza wyglądały tylko jego ręce w wielkich rękawicach.
— Czego chcesz, u dyabła, mój zuchu? — zapytał opryskliwie pułkownik.
— Pułkowniku muszkieterów munckholmskich — przemówił nieznajomy nagląco —pójdź za mną na chwilę, mam ci dać ważną radę.
Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/34
Ta strona została przepisana.
V.
—Do broni! do broni! wodzowie!
E. H.