Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/35

Ta strona została przepisana.

Baron wysłuchał dziwnego wezwania nie bez zdziwienia, lecz nie ruszył się z miejsca.
— Bardzo ważną radę, pułkowniku — powtórzył człowiek w wielkich rękawicach.
Natarczywość ta zdecydowała barona Voethauna. W czasie niespokojnym i ze względu na zadanie, jakie miał spełnić, nie mógł lekceważyć żadnej wskazówki.
— Chodźmy więc! — rzekł.
Mały człowiek szedł przed nim, a gdy się znaleźli za miastem, zatrzymał się.
— Pułkowniku — zapytał — czy chcesz za jednym zamachem wytępić wszystkich buntowników?
Pułkownik zaczął się śmiać.
— Byłby to wcale niezły początek kampanii — odpowiedział wesoło.
— Każ zatem urządzić zasadzkę żołnierzom twoim w wąwozach Czarnego Słupa. Bandy rokoszan będą tam obozowały tej nocy. Po pierwszym wystrzale, rzuć się na nich ze swoimi ludźmi. Zwycięztwo będzie łatwe.
— Rada bardzo dobra, mój zuchu i dziękuję ci za nią. A skądże wiesz o tem, co mówisz?
— Gdybyś mnie znał, pułkowniku, zapytałbyś wtedy, czy mógłbym o tem nie wiedzieć.
— Któż ty jesteś?
Mały człowiek tupnął nogą gniewnie.
— Nie przyszedłem tutaj, aby ci się przedstawić! — zawołał.
— Nie lękaj się niczego. Ktokolwiek jesteś, usłu-