Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/36

Ta strona została przepisana.

ga, jaką nam oddajesz, będzie dla ciebie obroną. A możeś sam należał do buntowników?...
— Nie chciałem łączyć się z nimi.
— Po cóż więc ukrywasz swoje imię, skoro jesteś wiernym poddanym króla?
— Co cię to obchodzi?
Pułkownik chciał zaczerpnąć więcej jeszcze objaśnień od tego szczególnego doradcy.
— Powiedz mi — rzekł — czy to prawda, że tymi rozbójnikami dowodzi głośny Han z Islandyi?
— Han z Islandyi? — powtórzył mały człowiek dziwnie głos zmieniając.
Baron wypytywał w dalszym ciągu, lecz nieznajomy odpowiadał mu tylko śmiechem, do ryku potwornego podobnym. Na zapytanie, co do siły i przywódców górników, otrzymał szorstką, niemal brutalną odpowiedź:
— Pułkowniku muszkieterów manckholmskich, oznajmiłem ci wszystko, co oznajmić miałem. Powtarzam: urządź dziś w wąwozie Czarnego Słupa zasadzkę, a wytępisz wszystkich buntowników.
— Nie chcesz wymienić swego nazwiska, pozbawiasz się przeto wdzięczności królewskiej; słusznem jest jednak, żeby baron Voethaun wynagrodził ci usługę, jaką mu oddajesz.
Mówiąc to, pułkownik rzucił swoją sakiewkę przed nogi małego człowieka.
— Pułkowniku — rzekł nieznajomy — schowaj swoje złoto. Ja go nie potrzebuję.
A pokazując worek, zawieszony u swego pasa, mówił dalej: