Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/45

Ta strona została przepisana.

szeregach, których ilości oko nie mogło objąć. Zbliżywszy się do oddziału Kennybola, batalion zatrzymał się, a dowodzący nim postąpił ku góralom z białą chorągiewką w ręku, w towarzystwie trębacza.
Nagłe zjawienie się wojska nie zmieszało Kennybola. W położeniach krytycznych są chwile, kiedy trwoga już się nie zjawia. Na pierwsze odgłosy trąbki i bębna, stary lis z Kole zatrzymał swoich towarzyrzyszów. Gdy batalion rozwijał się. powoli, Kennybol kazał swoim nabić karabiny i ustawił ich dwójkami, aby w ten sposób najmniej byli wystawieni na strzały nieprzyjaciela. Sam stanął na czele obok olbrzyma, z którym w czasie walki już się nieco oswoił zauważywszy, że jego oczy nie błyszczały jak rozpalone węgle w kuźni i że ręce jego nie posiadały, jak opowiadano, szponów krogulczych, lecz były zaopatrzone w najzwyczajniejsze paznogcie.
Kiedy ujrzał dowódcę muszkieterów, zbliżającego się jak gdyby z zamiarem złożenia broni i widząc, że strzały tyralierów zupełnie ustały, chociaż zwoływanie się ich słychać było ze wszystkich stron, co świadczyło o ich obecności w lesie, wstrzymał na chwilę przygotowania do obrony.
Tymczasem oficer z białą chorągwią doszedł do środka przestrzeni, rozdzielającej obie kolumny, tam zatrzymał się, a towarzyszący mu trębacz trzykrotnie zatrąbił. Następnie oficer zawołał silnym głosem:
— W imieniu króla! Łaski królewskiej dostąpią ci wszyscy buntownicy, którzy złożą broń i wydadzą swoich dowódców.
Zaledwie parlamentarz wymówił te słowa, kiedy