Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/46

Ta strona została przepisana.

z sąsiedniej gęstwiny wybiegł strzał. Oficer zachwiał się i upadł wołając:
— Zdrada!
Nikt nie wiedział, z czyjej ręki padł ten cios śmiertelny.
— Zdrada! — powtórzył batalion muszkieterów z wściekłością i straszliwa salwa z karabinów zdziesiątkowała górali.
— Zdrada! — zawołali z kolei górale, również rozwścieczeni widokiem padających obok nich braci i również rozpoczęli ogień morderczy.
— Naprzód wiara! Śmierć buntownikom! — komenderowali oficerowie muszkieterów.
— Śmierć! śmierć! — powtarzali górale.
Obie strony rzuciły się na siebie zajadle i spotkały się przy trupie nieszczęśliwego oficera.
Szeregi zmieszały się. Dowódcy powstańców, oficerowie królewscy, żołnierze, górale uderzali na siebie bezładnie, chwytali się, obejmowali, szarpali, jak dwa stada zgłodniałych tygrysów. Długie piki, bagnety, halabardy były już bezużyteczne: szable tylko i topory błyszczały nad głowami, a wielu potykających się nie mogło użyć innej broni prócz sztyletu albo zębów.
Równa wściekłość, jednakie oburzenie, ożywiały górali i muszkieterów; ten sam okrzyk: — Zdrada! zemsta! — na wszystkich był ustach. Zamieszanie doszło do tego natężenia, kiedy okrucieństwo wstępuje we wszystkie serca, kiedy przekłada się nad swoje życie śmierć nieprzyjaciela, kiedy się z obojętnością depce po stosach ranionych i zabitych, z pomiędzy