Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/48

Ta strona została przepisana.

Nieznajomy zaczął się śmiać.
— Ho! ho! na Ingolpha! sądziłem, że Han z Islandyi jest zręczniejszy.
— W ten sposób — rzekł olbrzym — Han z Islandyi ratuje tych, którzy go o to błagają.
— Masz słuszność!
Dwaj straszni przeciwnicy natarli na siebie. Siekiera żelazna i topór kamienny spotkały się, a uderzyły o siebie tak silnie, że oba ostrza w tysiące iskrzących rozpadły się części.
Szybszy niż myśl, mały człowiek chwycił za drewnianą maczugę, leżącą na ziemi i unikając olbrzyma, który się nachylił, aby go chwycić w swoje ramiona, zadał oburęcznie maczugą szalony cios w czoło swego kolosalnego przeciwnika.
Olbrzym wydał stłumiony okrzyk i upadł. Wtedy mały człowiek kopnął go z tryumfem nogą.
— Za ciężkie dla siebie nosiłeś imię — rzekł.
I potrząsając zwycięsko maczugą, pobiegł innych dla siebie szukać ofiar.
Olbrzym nie był zabity. Gwałtowność ciosu odurzyła go tylko. Po chwili otworzył oczy i poruszył się. Wtedy właśnie jeden z muszkieterów spostrzegł go i rzucił się nań wołając:
— Han z Islandyi ujęty, zwycięztwm!
— Han z Islandyi ujęty! — powtórzyło tysiące głosów z tryumfem lub rozpaczą.
Mały człowiek w tym czasie zniknął.
Górale przekonali się, że muszą uledz przeważającej sile, z muszkieterami bowiem złączyli się tyralierzy z lasu, oraz oddziały ułanów i dragonów, pieszo