Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/53

Ta strona została przepisana.

że widzi Ordenera, który stał się bożyszczem dla całej jej istoty; Ordenera, prowadzącego do ołtarza piękną swą małżonkę i zwracającego się do niej z uśmiechem, który niegdyś był całem jej szczęściem.
Lecz ta niewypowiedziana rozpacz ani na chwilę nie zagłuszała w jej sercu przywiązania do ojca. Szlachetna dzieweczka najheroiczniejsze czyniła usiłowania, żeby swą boleść ukryć przed nieszczęśliwym starcem. Boleść bowiem najdotkliwszą się staje, gdy staramy się hamować jej wybuchy, a ukrywane łzy stokroć bardziej są gorzkie od tych, jakie wylewamy swobodnie. Od wielu już dni milczący starzec spostrzegł zmianę w swojej Etheli, a życzliwe pytania, jakie jej zadawał, sprawiły nakoniec, że z jej oczu trysnęły łzy, długo ukrywane w sercu. Ojciec popatrzał czas jakiś z gorzkim uśmiechem na plączącą córkę, a wstrząsając głową, rzekł nareszcie:
— Ethelo, nie żyjesz pośród ludzi, dlaczegóż więc plączesz?
Dzieweczka zdołała powstrzymać w oczach łzy i rzekła z mocą, z nadzwyczajnym wysiłkiem:
— Ojcze mój i panie, przebacz mi: była to chwila słabości.
To powiedziawszy, rzuciła na niego spojrzenie uśmiechnięte, ale uśmiechem boleśniejszym od płaczu, udawszy się zaś w głąb komnaty po Eddę, wróciła, usiadła obok milczącego ojca i otworzyła księgę. Opanowując drżenie głosu, zaczęła czytać; czytania tego jednak nie słyszał ani starzec, ani ona sama. Nareszcie ojciec skinął dłonią.
— Dosyć, już dosyć, moja córko — rzekł.