Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/58

Ta strona została przepisana.

żniczki krwi królewskiej, z domu Holstein-Augustenburg, a moja duma okrutnie została ukaraną. Ty pogardzasz ręką człowieka nizkiego urodzenia, ale zacnego; strzeż się więc, abyś równie smutniej nie doznała kary.
— Och! — wyszeptała Ethel — gdyby ten człowiek rzeczywiście był tak zacnym!
Starzec powstał i pełen wzruszenia, przeszedł się po pokoju.
— Moja córko — rzekł — wszak to twój ojciec prosi cię o to i rozkazuje. Nie zostawiaj mnie przed moją śmiercią w niepokoju o twoją przyszłość; przyrzeknij mi, że go przyjmiesz za małżonka.
— Będę ci posłuszną, mój ojcze, ale nie spodziewaj się jego powrotu...
— Rozważyłem wszystko i po głosie, jakim wymawiał twoje imię, sądzę...
— Że mnie kocha? — przerwała Ethel z goryczą. — Nie wierz w to mój ojcze.
Starzec odpowiedział jej zimno:
— Nie wiem, czy cię kocha, jak mówisz, ale to wiem, że powróci.
— Porzuć tę myśl, ojcze. Zresztą, gdybyś wiedział kto on jest, nie chciałbyć go może za zięcia.
— Będzie nim, Ethelo, jakiekolwiek jest jego nazwisko i stan.
— A gdyby ten człowiek, mój ojcze, którego uważałeś za pocieszyciela, w którym widziałeś podporę dla twojej córki, był synem jednego z twoich śmiertelnych nieprzyjaciół, synem wicekróla Norwegii, hrabiego Guldenlewa?...