Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/60

Ta strona została przepisana.

— Nie płacz, moja córko — rzekł do niej ponurym głosem — pójdź, o! pójdź do mego serca.
I uścisnął ją tkliwie.
Ethel nie wiedziała, jak sobie wytłumaczyć tę pieszczotę w chwili uniesienia, on zaś przemówił po chwili:
— Ty przynajmniej lepiej widziałaś od twego ojca. Ciebie nie odszukały słodkie a jadowite spojrzenia węża. Pójdź, niechaj ci podziękuję za nienawiść, jaką okazałaś dla tego przeklętego Ordenera.
Na pochwałę tak niezasłużoną, Ethel zadrżała.
— Ojcze mój i panie — rzekła — uspokój się...
— Przyrzeknij mi — przerwał Schumacker — że zawsze te same żywić będziesz uczucia dla syna Guldenlewa; przysięgnij mi to!
— Bóg nie każę przysięgać, mój ojcze...
— Przysięgnij, moja córko — powtórzył Schumacker z uniesieniem. — Czy mogę ci zaufać, że w swojem sercu zawsze to samo uczucie zachowasz dla Ordenera Guldenlewa?
Etheli nietrudno było odpowiedzieć:
— Zawsze!
Starzec przyciągnął ją do siebie.
— Szczęśliwy jestem, moja córko, że nie mogąc zostawić ci bogactw, ani zaszczytów, które mi wrogowie wydarli, zostawiam ci przynajmniej nienawiść dla ich rodu. Słuchaj — wydarli oni twemu staremu ojcu jego znaczenie i chwałę, powlekli go w kajdanach na rusztowanie i zarzucając mu wszelkie zbrodnie, kazali przechodzić wszelkie kary. Nędznicy! Władzę, jaką ich obdarzyłem, przeciw mnie zwrócili! Niechaj mnie niebo i piekło usłyszy, niechaj będą przeklęci w życiu, przeklęci w potomstwie.