Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/69

Ta strona została przepisana.

— Czeka już przynajmniej od pół godziny — odparła hrabina podnosząc się z sofy.
— A lektyka czy stoi przed drzwiami?
— Tak jest, panie.
— Powiadasz więc, Elphegio — zagadnął nagle hrabia, przesuwając dłonią po czole — że pomiędzy Ordenerem Guldenlew i córką Schumackera istnieje intryga miłosna?
— Ręczę za to — odparła hrabina ze śmiechem pełnym gniewu i pogardy.
— Któżby to pomyślał?.. Jednakże, przyznam ci się, że ja też coś podejrzewałem.
— I ja również — rzekła hrabina. — Jest to figiel tego przeklętego Lewina.
— Stary hultaj — wyszeptał kanclerz — poczekaj, polecę ja ciebie Arensdorfowi. Gdyby mógł wypaść z łaski! Ale słuchajno, Elpegio, przychodzi mi myśl...
— Cóż takiego?
— Wiesz o tem, że więźniów, których mamy sądzić w zamku munckholmskim, jest sześciu: Schumacker, którego, jak się spodziewam, już się jutro obawiać nie będę; olbrzym góral, nasz fałszywy Han z Islandyi, który przysiągł utrzymać się w swej roli aż do końca, w nadziei, że Musdoemon, od którego otrzymał już znaczne sumy, ułatwi mu ucieczkę. Ten Musdoemon miewa myśli prawdziwie szatańskie! Z czterech pozostałych obwinionych, trzech to dowódcy powstańców, czwarty zaś, to nieznajomy, który się znalazł, niewiadomo jakim sposobem, na zgromadzeniu w Apsyl Corh, a wskutek zabiegów Musdoemona, dostał się w nasze ręce. Według Musdoemona, musi to