Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/71

Ta strona została przepisana.

czy myślisz, Elphegio, że wówczas Ordener Guldenlew wspomni choć na chwilę o tej dziecinnej miłostce którą ty, sądząc ze słów egzaltowanej i głupiej dziewczyny, nazywasz skłonnością? Czy przypuszczasz, że w wyborze pomiędzy córką nędznego przestępcy a córą dostojnege kanclerza zawaha się choć chwilę? Ludzi, moja droga, według siebie sądzić wypada.
— Pragnęłabym, abyś i tym razem miał słuszność. Zdaje mi się jednak, że uznasz za właściwe żądać od syndyka, by córka Schumackera obecną była przy procesie jej ojca i by ją pomieszczono w trybunie, w której ja znajdować się będę. Chciałabym ją poznać dokładnie.
— Wszystko, co sprawę tę może rozjaśnić, ma nader wielką wagę — rzekł kanclerz z flegmą. — Ale, powiedz mi, czy wiadomo, gdzie jest teraz Ordener?
— Nikt tego nie wie; jest to godny uczeń starego Lewina, jak on, prawdziwy błędny rycerz. Sądzę, że musi zwiedzać obecnie Ward-Hus...
— No, no, nasza Ulryka przywiąże go więcej do domu. Ale, zapomniałem, że trybunał na mnie czeka...
Hrabina zatrzymała kanclerza.
— Jeszcze jedno słowo, hrabio. Mówiłam już o tem wczoraj, ale byłeś bardzo zajęty, nie otrzymałam przeto odpowiedzi. Gdzie jest Fryderyk?
— Fryderyk! — powtórzył hrabia posępnie, podnosząc rękę do czoła.
— Tak jest, mój Fryderyk. Odpowiedzże mi. Pułk bez niego wrócił do Drontheimu. Przysięgnij mi, że Fryderyk nie był w tych okropnych wąwozach