Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/75

Ta strona została przepisana.

stołu, czytał z cicha i szybko długie oskarżenie, w którem nazwisko jej ojca łączyło sie z wyrazami: spisek, bunt górników, zdrada stanu. Wówczas przypomniała sobie, co jej mówiła złowróżbna nieznajoma w ogrodzie więziennym o obwinieniu, jakie groziło jej ojcu, a zadrżała usłyszawszy, jak czarny człowiek mowę swą zakończył dobitnie wypowiedzianym wyrazem śmierć.
Przerażona, zwróciła się do zakwefionej kobiety, która dziwną przejmowała ją obawą.
— Gdzie my jesteśmy? Co to wszystko znaczy? — spytała trwożliwie.
Nieznajoma skinieniem nakazała jej milczenie i uwagę. Zaczęła więc znowu patrzeć w głąb sali.
W tej chwili powstał starzec w biskupich szatach i Ethel słyszała wyraźnie, jak mówił:
— W imię Wszechmocnego i Miłosiernego Boga! Ja, Pamphelius-Eleutery, biskup królewskiego miasta Drontheimu i królewskiej prowincyi Drontheimhuus, witam szanowny trybunał, sądzący w imię króla, naszego pana po Bogu i oświadczam, iż zważywszy, że obwinieni, stawieni przed trybunałem, są ludźmi i chrześcijanami, a nie mają obrońców, zamierzam przynieść im słabą moją pomoc w okropnem położeniu, w jakiem spodobało się Niebu ich postawić. Proszę Boga, aby nam użyczył swej siły w naszej niedołężnej słabości i swego światła w naszej głębokiej ślepocie. W ten sposób ja, biskup tej królewskiej dyecezyi, witam szanowny sądzący trybunał.
Tak przemówiwszy, zszedł ze swego pontyfikalnego tronu i zasiadł na ławce, przeznaczonej dla obwinionych, a szmer pochwalny rozległ się między ludem.