Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/79

Ta strona została przepisana.

dawniej nazywałem cię prosto Ahlefeld, a ty mówiłeś mi panie hrabio.
— Obwiniony! — krzyknął prezydujący — szkodzisz swojej sprawie, przypominając hańbiący wyrok, jakim już zostałeś dotknięty.
— Jeśli ten wyrok przynosi komu hańbę, to pewno nie mnie, hrabio Ahlefeld.
Mówiąc to, starzec napół się podniósł. Prezydujący dał mu znak ręką.
— Siadaj. Nie znieważaj, wobec trybunału, sędziów, którzy cię skazali i króla, co tych sędziów wyznaczył. Przypomnij sobie, że jego królewska mość raczył darować ci życie i poprzestań tutaj na obronie.
Schumacker za odpowiedź poruszył ramionami.
— Czy masz co wyjawić przed trybunałem w sprawie zbrodni, o jaką jesteś obwiniony?
Widząc, że Schumacker milczy, prezydujący powtórzył pytanie.
— Czy to do mnie mówisz? — rzekł nareszcie były wielki kanclerz. — Sądziłem dotąd, szlachetny hrabio Ahlefeld, że mówiłeś do siebie. O jakiej to wspominasz zbrodni? Czy dałem kiedy pocałunek Iskaryoty przyjacielowi? Czy uwięziłem, potępiłem i zbeszcześciłem dobroczyńcę, lub obdarłem tego, któremu wszystko winienem? Nie wiem doprawdy, mości kanclerzu, po co mnie tu sprowadzono. Zapewne, abym podziwiał twą zręczność w strącaniu głów niewinnych. Chętnie wistocie przekonam się, czy potrafisz tak łatwo zgubić mnie, jak gubisz królestwo, i czy wystarczy jeden przecinek, aby spowodować śmierć moją, jak