Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/82

Ta strona została przepisana.

— Obwiniony — rzekł — czy znasz tego Hacketa?
— Uprzedziłeś mnie, hrabio Ahlefeld — odpowiedział starzec — ja chciałem to samo zadać ci pytanie.
— Obwiniony Schumacker, źle czynisz kierując się tylko nienawiścią. Trybunał sposób twej obrony weźmie pod uwagę.
— Panie tajny sekretarzu — odezwał się biskup do człowieka nizkiego wzrostu, który zdawał się pełnić obowiązki pisarza i oskarżyciela — czy ten Hacket znajduje się w liczbie moich oskarżonych?
— Nie, wasza ekscelencyo — odpowiedział sekretarz.
— A czy wiadomo, co się z nim stało?
— Nie zdołano go uchwycić, umknął zapewne.
Kiedy tajny sekretarz mówił, zdawało się, że się stara głos swój odmienić.
— Ja myślę, że znikł zupełnie — rzekł Schumacker.
— Panie sekretarzu — pytał dalej biskup — czy kazano ścigać tego Hacketa? Czy jest jego rysopis?
Zanim tajny sekretarz zdołał odpowiedzieć, jeden z obwinionych powstał; był to młody górnik z twarzą surową i dumną.
— Można go mieć z łatwością — rzekł silnym głosem, — Nędzny Hacket, ajent Schumackera, jest to człowiek małego wzrostu, z twarzą okrągłą i niby dobroduszną, ale w tej dobroduszności czuć było coś piekielnego. A jego głos, książę biskupie, bardzo jest podobny do głosu tego pana, co to pisze przy stole, a którego wasza ekscelencya nazywasz, jak mi się zda-