Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/83

Ta strona została przepisana.

je, tajnym sekretarzem. Nawet, gdyby ta sala mniej była ciemną, a panu tajnemu sekretarzowi włosy nie zakrywały twarzy, powiedziałbym, że w jego rysach jest dużo podobieństwa do tego zdrajcy Hacketa.
— Nasz brat mówi prawdę! — zawołali dwaj sąsiedzi młodego górnika.
— Wybornie! — szepnął tryumfująco Schumacker.
Sekretarz niespokojnie się poruszył, czy to z obawy, czy też z oburzenia, usłyszawszy, że znaleziono w nim podobieństwo do Hacketa. Prezydujący, który również zdawał się być zmieszanym, spiesznie przemówił:
— Obwinieni nie zapominajcie, że macie mówić wtedy tylko, kiedy was trybunał zapytuje; a nadewszystko nie ubliżajcie sługom sprawiedliwości przez niegodne porównania.
— Ależ panie prezesie — rzekł biskup — idzie tu tylko o rysopis. Jeśli występny Hacket jest nieco podobny do sekretarza, to mogłoby być użytecznem...
— Obwiniony Hanie — przerwał prezydujący — ty, co miałeś tyle stosunków z Hacketem, powiedz nam, aby zadowolić księdza biskupa, czy człowiek ten rzeczywiście jest podobny do naszego szanownego sekretarza?
— Wcale nie — odparł olbrzym bez wahania.
— A co, książę biskupie? — dodał prezydujący.
Biskup skinął głową na znak, że więcej tymczasem nie wymaga, prezydujący zaś, zwróciwszy się do innego z obwinionych, zadał mu zwykłe pytanie;
— Jak się nazywasz?
— Wilfryd Kennybol z gór Kole.