Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/89

Ta strona została przepisana.

nie ukryło się przed jej badawczem spojrzeniem gdyż oko kochanki posiada spostrzegawczość oka matki. Otoczyła całą swą duszą tego, którego ciałem nie mogła osłonić; a trzeba wyznać na wstyd i chwałę miłości, że w sali tej, w której znajdował się jej ojciec i jego prześladowcy, Ethel widziała jednego tylko człowieka...
Zwolna wszystko się uciszyło. Prezydujący uważał za właściwe rozpocząć badanie syna wicekróla.
— Panie baronie — rzekł drżącym głosem.
— Nie jestem tutaj baronem — odparł z godnością Ordener — nazywam się Ordener Guldenew, jak ten, który kiedyś był hrabią Gritfenfeld, a dziś nazywa się tylko Janem Schumacker.
Prezydująey milczał przez chwilę osłupiały.
— Dobrze więc! — rzekł nareszcie. — Ordenerze Guldenew, zapewne niesczęśliwym trafem stawiono cię tutaj przed nami. Buntownicy musieli cię schwycić podczas podróży i zmusić, abyś szedł z nimi; w ten sposób bezwątpienia, znaleziono cię w ich szeregach.
— Szlachetni sędziowie — odezwał się sekretarz — samo imię syna wicekróla Norwegii jest dostateczną dla niego obroną. Baron Ordener Guldenew nie może być buntownikiem. Nasz dostojny prezes doskonale wytłumaczył jego niefortunne zaaresztowanie w liczbie powstańców. Jedyną jest winą szlachetnego więźnia, że wcześniej nie wymienił swego nazwiska. Żądamy więc, aby natychmiast został uwolniony, odrzucając wszelkie względem niego obwinienia i bolejąc przytem, że siedział na ławie, skalanej przez występnego Schumackera i jego wspólników.
— Co pan mówisz?! — zawołał Ordener.