— Lecz waszmość, któryś także mię śledził, pocóżeś mię śledził?
— Sumiennie mówiąc — odparł Gringoire — ja również nie wiem.
Nastało milczenie. Gringoire kiereszował nożem po stole. Młode dziewczę uśmiechało się, i jakby się czemuś przypatrywało przez ścianę. Nagle ni z tego ni z owego poczęło nucić głosem niewyraźnym:
Mudas estan, y la tierra...
Lecz zaraz urwała i jęła pieścić swą Dżali.
— Niezmiernie milutkie stworzenie — rzekł Gringoire.
— Siostrzyczka moja — odpowiedziała dziewczyna.
— Dlaczego się waszmościanka nazywasz Esmeraldą? — spytał poeta.
— Nic a nic o tém nie wiem.
— No, ale przecież?...
Cyganka wyjęła z zanadrza rodzaj medalionika, rodzaj drobnéj poduszeczki podługowatéj, zawieszonéj u szyi na sznureczku z ziarnek adrezarachu: z medalionika tego rozchodził się dość silny zapach kamforowy. Pokryty on był z wierzchu jedwabiem zielonym, a w środku zawierał grube szkiełko zielonkawe, szmaragd naśladujące.
— Być może — powiedziała — że to z tego oto powodu.
Gringoire zamierzył wziąć do rąk medalionik. Dziewczę się usunęło.
— Nie wolno dotykać, to talizman. Złe-byś wyrządził czarowi lub czar tobie.
I Ciekawość poety zaostrzała się coraz bardziéj.
— Kto panience to dał?
Ona położyła palce na ustach i schowała talizmanik na piersiach. Próbował innych pytań, lecz cyganka prawie nie odpowiadała.
— Co ma oznaczać ten wyraz: Esmeralda?
— Nie wiem — odparła od niechcenia.
— Do jakiéj mowy należy?
— Do cygańskiéj, sądzę.
— Domyślałem się tego od razu — powiedział Gringoire — więc nie jesteś z Francyi?
— Nie wiem tego.
— Czy masz rodziców?
Dziewczyna zaczęła pośpiewywać na starą nutę.
Ptaszyną moja matka.