lata. W szesnatym roku chciałem obrać stan jaki. Próbowałem wszystkiego po kolei. Wstąpiłem był do wojska, lecz się okazało, że nie jestem dość bitny. Poszedłem do klasztoru, lecz jak na zakonnika za mało byłem pobożny; przytém i pić nie mogę. Z rozpaczy zapisałem się tedy na chłopca grubo-ciesielskiego cechu; lecz tu siły fizyczne mię zdradziły. Daleko więcéj skłonności czułem do bakałarstwa; nie umiałem wprawdzie czytać, ale to rzecz podrzędna. Po pewnym czasie spostrzegłem się, że mi we wszystkiém czegoś brakło; widząc przeto, żem się na nie zgoła nie zdał, z własnéj i nieprzymuszonéj woli stałem się poetą i wytwórcą rymów. Jest-to professya dostępna w każdym czasie i każdemu, kto jest włóczęgą, a więcéj daleko warta, niźli złodziejstwo, do którego mię namawiało kilku młodych urwisów, synów moich przyjaciół. Na szczęście, pewnego pięknego poranka spotkałem don-Klaudyusza Frollo, wielebnego archidyakona od Panny Maryi. Zaopiekował się on moim losem, i jemu to zawdzięczam, że dziś jestem w pełném znaczeniu słowa piśmiennym; że znam łacinę od „Powinności“ Cycerona aż do Mortuologii ojców Celestynów i że równie biegły jestem w scholastyce, poetyce, jak i w rytmice, téj mądrości nad mądroście. Jam to twórcą misteryum, które dziś przedstawiano z tryumfem wielkim i przy wielkim zbiegu ludności pośród saméj wielkiéj sali pałacu trybunalskiego. Napisałem również książkę, która miéć będzie sześćset stronie, o wspaniałym komecie 1465 roku, z powodu którego jeden już człowiek zwaryował. Doznałem i innych sukcesów. Będąc potrochu stolarzem artyleryjskiego fachu, pracowałem przy owéj, wiész, wielkiej bombardzie Jana Maugue, co to pękła na moście Charenton w dniu czynienia próby około niéj, i dwudziestu czterech ciekawców zabiła. Widzisz więc waszmościanka, że nie jestem tak złą partyą małżeńską. Znam massę sposobów robienia sztuczek wcale niezłych, których kózkę nauczę; jak naprzykład trzeba przedrzeźniać biskupa paryzkiego, przeklętego tego faryzeusza, którego młyny błotem przechodzących obryzgują wzdłuż całego mostu Młynarskiego. W dodatku zaś misteryum moje dużo mi bitych pieniędzy przyniesie, gdy zapłacony zostanę. Jedném słowem, jestem na twe rozkazy, Śliczna panienko, ja, i umysł mój, i nauka moja, i pisma moje: a żyć z tobą gotów jestem wedle twojego rozkazu, zdaleka czy zblizka, świętobliwie czy rozkosznie; jako mąż z żoną, jeśli to uznasz za dobre; jako brat z siostrą, jeśli to uznasz za lepsze.
Gringoire umilkł, oczekując na skutek, jaki przemówienie to wywarło na młodą dziewczynę. Ona wzrok miała wparty w posadzkę.
— Febus — mówiła półgłosem.
Poczém zwracając się ku poecie:
— Febus, coby to właściwie był za wyraz?
Gringoire, acz nie bardzo rozumiał, jakiby to stosunek zachodzić
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/104
Ta strona została przepisana.