— Szaleniec! fiksat!
— Lecz punkt ostatni — ozwał się naraz Tourangeau — punkt celowy, został-że dopięty? Czy doszedłeś, jak się robi złoto?
— Gdybym tego doszedł — odrzekł archidyakon zwolna, rozwlekając wyrazy jako człowiek, ważący w myśli wartość każdéj syllaby — gdybym tego doszedł, król Francyi nosiłby imię Klaudyusza, nie zaś Ludwika.
Sodalis ściągnął brwi.
— Cóż-bo tam znowu plotę! — podchwycił dom Klaudyusz z uśmiechem pogardy. — Na co-by mi się przydał tron Francyi, skoro mógłbym odbudować państwo Wschodu!
— Ano, to co innego! — powiedział sodalis.
— O nieszczęśliwy waryat! — mruknął Coictier.
Archidyakon ciągnął tymczasem daléj, lecz się zdawało, że tym razem własnym już tylko myślom odpowiada.
— Daremnie, gdzie tam! pełzam dziś zaledwo; kaleczę sobie twarz i kolana o kamienie na drodze podziemnéj. Przewiduję, nie widzę jeszcze! nie czytam, syllabizuję tylko.
— A gdy się nauczysz czytać — spytał sodalis — czy zrobisz złoto?
— Któż o tém wątpi? — odrzekł archidyakon.
— W takim razie, świadczę się Panną Najświętszą, że w ciężkiéj jestem potrzebie pieniędzy, i bardzobym chciał nauczyć się czytać w twych księgach. Powiedz mi, wielebny mistrzu, nauka twoja nie jest-li wrogą lub nieprzyjemną Królowéj niebios?
Na to pytanie sodalisa, dom Klaudyusz z wyniosłością spokojną.
odpowiedział tylko:
— Czyim-że jestem archidyakonem?
— To prawda, mój mistrzu. W takim tedy razie, byłżebyś łaskaw przypuścić mię do tajemnicy? Kaź mi syllabizować z sobą.
Klaudyusz przybrał majestatyczną i arcykapłańską postawę drugiego Samuela.
— Starcze — rzekł — trzebaby dłuższego szeregu lat, niźli ci pozostał, by przedsięwziąć tę podróż po przez światy tajemnicze. Sędziwą, wielce sędziwą masz głowę! Nikt nie opuszcza jaskini bez włosów pobielałych, ale się do niéj wchodzi o rumianéj jedynie twarzy. Nauka wybornie umié sama przez się zasuszać, ze świeżości odzierać i bliznami zaorywać twarze ludzkie; nie potrzebuje od starości, by jéj przynosiła oblicza całkiem pomarszczone. Jeżeli jednak bierze cię ochota poddać się w twym wieku karności i odczytywać straszliwy alfabet mędrców, chodź ze mną, dobrze, sprobujemy. Nie każę ci, biedny mój staruszku, zwiedzać grobowcowych izb piramid, o których powiada starożytny Herodotus, ani ceglanéj wieży babiloń-
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/160
Ta strona została przepisana.