Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/181

Ta strona została przepisana.

steś w obec nas zawezwany i oskarżony: primo o rozruchy nocne; secundo o czyny niegodne na osobie kobiety straconéj, in praejudicium meretricis; tertio o rebelię i nierzetelność względem łuczników z ordynansu Jego Miłości króla, Pana naszego. Wytłómacz się co do wszystkich tych punktów.
Zwracając się zaś do pisarza:
— Czy zapisałeś waszmość wszystko, co oskarżony dotąd powiedział?
Na to niefortunne pytanie audytoryum całe, od kratek aż do podwoi, buchnęło śmiechem tak gwałtownym, tak szalonym, tak udzielającym się i powszechnym, że nań w końcu i obaj głusi zwrócić musieli uwagę. Quasimodo się obejrzał, ruszając garbem pogardliwie, podczas gdy mistrz Floryan, niemniéj od niego zdziwiony, a przypuszczając że śmiech widzów wywołany został nieskromnym jakim dowcipem oskarżonego, co poniekąd i sam ruch garbu jego zdawał się potwierdzać, gromić jał winowajcę z oburzeniem wielkiém:
— Dałeś mi tu, bałwanie, odpowiedź zasługującą na stryczek! Czy wiész z kim mówisz?
Koncept ten bynajmniéj nie był zdolnym powstrzymać wspienionych fal wesołości powszechnéj. Wydał się on owszem tak dziwacznie i rogato, że śmiech szalony ogarnął nareszcie i dwóch strażników Posłuchalni-Mieszczańskiéj, gatunek pałek frontowych, u których głupota już na uniformie, zda się, wyszytą była. Sam tylko Quasimodo ani źdźbła nie stracił na zwykłéj surowości i powadze, z téj doskonałéj przyczyny, że nie a nie nie pojmował, co się w około niego działo. Sędzia, podraźniony do najwyższego stopnia, uważał za potrzebne nie spuszczać z tonu; miał nadzieję, że w ten sposób zdoła zatrwożyć oskarżonego, i grozą oddziałać na publikę, powołując ją do szacunku należnego wysokiemu swemu stanowisku.
— Więc to ma znaczyć — wołał — człeku ty przewrotny i buntowniczy, że sobie pozwalasz uchybień względem audytora Kasztelu, delegata do spraw gminnych magistratu paryzkiego, dygnitarza zajmującego się poszukiwaniem zbrodni, występków i włóczęgostw złych; powierzaniem rzemiosł i ściganiem monopolu; utrzymywaniem bruków; niedopuszczaniem podstępnych oszukaństw przekupniów na jatkach kurzych, ptaszych i zwierzynnych; mierzeniem łuczyw i innych gatunków drzewa; oczyszczaniem miasta z błota, a powietrza z pomorów zaraźliwych; ustawiczném, jedném słowem, strzeżeniem pospolitego dobra, bez płacy i nadziei na wynagrodzenie! Wiedz, że się nazywam Floryan Barbedienne, własny Namiestnik samego J. W. Kasztelana, a takoż komisarz, asesor, kontroler i egzaminator z władzą jednaką w kasztelanii, starostwie, grodzie i trybunale...
Trudno przewidziéć, z jakiegoby powodu głuchy mówiący do głu-