wiasty trzeciéj niczém się prawie nie różnił od stroju jéj towarzyszek; w postawie tylko i w ruchach jéj było cóś, co trąci żoną prowincyonalnego notaryusza. Jéj zbyt podniesiona przepaska kazała się domyślać, że nie oddawna znajduje się w Paryżu. Dodajmy do tego zmięty kołnierzyk, kokardy wstążkowe na trzewikach, pasy sukni wszerz zamiast wzdłuż, i tysiące innych wybryków uwłaczających dobremu gustowi.
Dwie pierwsze szły krokiem właściwym Paryżankom, gdy pokazują Paryż swoim przyjaciołkom z prowincyi. Parafianka prowadziła za rękę tłustego malca, który trzymał w garści spory placek.
Jesteśmy zmuszeni dodać, że ze względu na chłodną katarową porę roku, język służył chłopakowi za chustkę.
Malec pozwalał się wlec, nom passibus acquis, jak mówi Wirgiliusz, i potykał się co chwila ku wielkiemu umartwieniu swój matki. Prawda, że patrzał więcéj na placek, niż na bruk. Zapewne jakaś ważna przyczyna przeszkadzała mu jeść, bo nie zbliżał placka do ust, tylko czule nań spoglądał. Właściwie mówiąc, matka powinnaby była przysmak ów własnéj powierzyć pieczy. Okrucieństwem było narażać tłuścioszka tego na tantalowe męki.
Tymczasem trzy panienki (paniami nazywały się wówczas tylko szlachcianki) odzywały się jednocześnie.
— Spieszmy się, panno Mahietto — mówiła najmłodsza i najgrubsza z trzech do parafianki. — Lękam się, abyśmy nie przyszły zapóźno; w Zamku nam powiedziano, że go natychmiast poprowadzą pod pręgierz.
— E! o tam nam prawisz, panno Oudardo Musnier! — odparła druga Paryżanka. — Aż dwie godziny zostawać on będzie pod pręgierzem. Mamy dosyć czasu. Czy widziałaś kiedy stawianie pod pręgierz, kochana Mahietto?
— Widziałam — odrzekła parafianka — w Reims.
— A ba! toż mi tam sztuka, wasz pręgierz w Reims! Stara jakaś klatka, w któréj samych tylko chłopów kręcą. Ot wielka rzecz!
— Tylko chłopów? — zawołała Mahietta — na Sukienicznym Rynku? w Reims? Prawda to! Widywaliśmy tam bardzo pięknych zbrodniarzy, takich co to zabili matkę i ojca! Tylko chłopów! No proszę, za kogoż nas bierzesz, Gerwazo?
Nie ulega wątpliwości, że parafianka blizką była gniewu za honor swego pręgierza. Na szczęście, przezorna panienką Oudarda Musnier w porę zmieniła przedmiot rozmowy.
— Ale, ale, panno Mahietto, cóż mówisz o naszych posłach flamandzkich? Czy widziałaś podobnie pięknych w Reims?
— Wyznaję — odpowiedziała Mahietta, że tylko w Paryżu można widziéć takich Flamandczyków.
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/188
Ta strona została przepisana.