uwaga była mniéj niecierpliwa. — Cóżby zostało na zakończenie, gdyby się wszystko znajdowało w początku? Proszę cię, Mahietto, mów daléj. Biedna Perełka!
Mahietta znów zabrała głos.
— Była więc ona bardzo smutną, bardzo nieszczęśliwą, schła, więdła i oczy sobie wypłakiwała. W téj atoli hańbie, w tém opuszczeniu i pogardzie, zdawało się jéj, że byłaby mniéj shańbioną, mniéj pogardy godną i mniéj opuszczoną, gdyby miała kogokolwiek, kogoby kochać mogła i ktoby ją kochał. Na to trzeba było dziecka, bo tylko dziecię mogło być na tyle niewinném. Przekonania tego nabrała Perełka, spróbowawszy kochać jakiegoś złodzieja, jedynego człowieka, który jeszcze chciał wejść z nią w stosunki; po niejakim wszakże czasie spostrzegła, że złodziéj nią pogardzał... Kobietom tym zatraconym potrzeba albo kochanka, albo dziecka dla zapełnienia próżni w sercu. W każdym innym razie s ąone nieszczęśliwe.
Nie mogące posiadać kochanka, Róża oddała się całkiem pragnieniu dziecka i, ponieważ nie przestała być pobożną, jęła zaséłać o to do Boga gorące i ustawiczne modły. Dobry Bóg zlitował się nad nią i dał jéj córeczkę. Nie będę wam mówiła o jéj radości; był to wybuch łez, pieszczot i pocałunków. Sama karmiła swoje dziécię; z jedynego swego prześcieradła zrobiła mu pieluchy i nie czuła już ani zimna, ani głodu. Aż odładniała z rozkoszy. Stara panna odzyskuje młodość, stając się matką. Znów zaczęto skakać i mizdrzyć się koło niéj; odwiedzano ją i Perełka znalazła niebawem licznych konkurentów o swoje wdzięki; ze wszystkich zaś tych szkaradzieństw sporządzała pieluszki, czepeczki, fartuszki, koronkowe kaftaniczki, nie myśląc nawet o sprawieniu sobie nowego prześcieradła... Mości Eustachy, powiedziałam ci raz, żebyś nie jadł placka... Nie ulega wątpliwości, że mała Anielka... takie bowiem imię nadano dziecku na chrzcie świętym... imię, bo co się tyczy nazwiska, to Perełka oddawna takowe straciła... Nie ulega, mówię, wątpliwości, że ta mała więcéj na sobie miała rozmaitych haftów i koronek, niż córka królewska! Między innemi rzeczami posiadała parę trzewiczków tak ładnych, że pewno nawet król Ludwik XI nie nosił podobnych! Zrobiła je i wyszyła sama matka, a użyła ku temu całéj swéj umiejętności, że wyglądały, jak na obrazku złoconym. Były to rzeczywiście dwa najśliczniejsze trzewiczki, jakie kiedykolwiek widziano. Ot takie, od mego palca nie większe, i trzebaby oglądać nóżki dziewczęcia, żeby uwierzyć, iż mogły w nich się pomieścić. Prawda, że małe te nóżki były tak małe, tak ładniutkie, tak różowe! więcéj różowe, niźli atłas trzewiczków.... Gdy będziesz miała dzieci, Oudardo, przekonasz się, że nie ma nie piękniejszego nad małe te nóżki i małe te rączki.
— Tego tylko pragnę — rzekła Oudarda z westchnieniem — ale
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/193
Ta strona została przepisana.