Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/194

Ta strona została przepisana.

i w tém, jak we wszystkiém, stanowi wola sławetnego Jędrzeja Musnier, małżonka mego.
— Zresztą — mówiła daléj Mahietta — u dziecka Perełki nie same tylko nóżki były ładne. Widziałam dziewczynkę, kiedy miała zaledwie cztery miesiące; był to aniołek! Oczy większe od ust i najśliczniejsze czarne włoski, które się już zaczynały w kędziorki układać. Mogłaby z niéj wyjść przepyszna brunetka w szesnastym roku! Matka szalała z miłości ku niéj. Pieściła ja, całowała, myła, stroiła, pożerała! Odchodziła od zmysłów patrząc na nią, dziękczynne modły niebiosom składała.... Szczególnie śliczne małe różowe jéj nóżki były przedmiotem ciągłych zachwytów, zapamiętałych uniesień Perełki! Ust od nich nie odrywała, nigdy dosyć nadziwić się im nie mogła. To wkładała trzewiczki, to znów je zdejmowała, znów się drobnemi stopkami zachwycała, przyglądając się im przez światło, litując się nad niemi. gdy przyszło uczyć małą chodzić po łóżku; chętnie byłaby całe życie spędziła na klęczkach przed niemi, niby... Panie odpuść grzechy... przed nóżkami Dzieciątka Jezus.
— Ładna to bardzo historya, nie przeczę — rzekła półgłosem Gerwaza — ale nie widzę w niéj wcale cyganów.
— Zaraz zobaczysz — odparła Mahietta. — Pewnego dnia przybył do Reims gatunek dziwacznych jakichś jeźdzców. Byli to złodzieje i włóczęgi, przeciągający po kraju pod przewodnictwem swego księcia i swoich komturów. Płeć mieli śniadą, włosy kędzierzawe i srebrne obrączki w uszach. Kobiety brzydsze jeszcze były od mężczyzn. Miały twarz ciemniejszą i zawsze odkrytą, nędzny kaftanik na grzbiecie, starą, sznurkami skleconą szmatę po wierzchu i włosy w kształcie końskiego ogona. Tłukące się im pod nogami dzieci mogłyby przestraszyć nawet małpy. Słowem, banda potępieńców. Wszystko to przybyło prostą drogą z Niższego Egiptu do Reims przez Polskę. Mówiono, że papież ich spowiadał i kazał za pokutę chodzić po świecie przez siedem lat, zabroniwszy spać w łóżkach; dlatego téż słusznie nazywano ich smrodkami, a i zaprawdę nie pachło od nich. Wieść niesie, że kiedyś dawniéj byli oni Saracenami, że więc wierzyli w Jowisza i że żądali od wszystkich arcybiskupów, biskupów i opatów, obdarzonych pastorałem i mitrą, po dziesięć liwrów turskich. Zrobiła im to bulla papiezka. Do Reims przybyli wróżyć w imię króla algierskiego i cesarza Niemiec, co ma się rozumiéć, było dostatecznym powodem, aby im wzbroniono wstępu do miasta. Wtedy cała banda, rada nierada, rozłożyła się obozem w blizkości bramy Braine, na wzgórzu, gdzie się znajduje młyn, obok dawnych kopalni glinki. Tam to mieszkańcy Reims na wyścigi biegli ich oglądać, a oni obmacywali dłonie i dziwne każdemu pletli przepowiednie. Samemu Judaszowi zdolni byli wywróżyć, że zostanie papieżem. Pomimo to