wiedliwośći, tak ciasnéj 6-go Stycznia 1482 widowisko nie byłoby może bez powabu i zajęcia; znaleźlibyśmy jeno do koła rzeczy tak stare iżby się nam one wydały całkiem nowemi.
Jeżeli czytelnik na to pozwoli będziemy usiłowali odnaléźć w myśli, wrażenie, jakiegobyśmy doznali, przestępując progi owéj wielkiéj komnaty, pośród ciżby pospólstwa w serdakach, opończach i spodnikach strzępiastych.
A nasamprzód, dzwonienie w uszach, olśnienie oczu. Po nad głowami dwoiste sklepienie ostrołukowe, podbite rzeźbami z drzewa pomalowane na błękitno, zdobne w lilie złoto-kwieciste. Pod naszemi stopami posadzka marmurowa, w płytach to białych to czarnych. O kilka kroków od nas potężny słup, daléj drugi, daléj trzeci; razem siedm słupów wzdłuż sali, podtrzymujących w jéj środku spadki dwoistego sklepienia. W około pierwszych czterech słupów, kramnice handlarzy, całe błyszczące od szkieł i brzękadeł; w około trzech ostatnich, ławki dębowe, wyślizgane i wypolerowane pludrami pacyentów i sutanami palestry. W obwodzie krańcowym sali, wzdłuż wysokiéj ściany między podwojami, między oknami, między słupami, nieskończony szereg posągów wszystkich królów Francyi od Pharamunda: królów próżniaków, z rękami pozwieszanemi, z pospuszczanemi oczami, królów dzielnych i wojowniczych, z głowami i prawicami hardo podniesionemi ku niebu. Następnie, w długich ostrołukowych oknach, szyby o tysiącznych kolorach; w szerokich wyjściach komnaty podwoj bogate, misternie rzeźbione; a wszystko razem ze sklepieniami, słupam, ścianami, framugami, stropami, oknami, posągami, podszyte od góry do dołu przepyszném tłem błękitném i złotém, które, poczerniałe nieco i w epoce naszéj powieści, znikło prawie całkiem pod pyłem i pajęczemi siatkami w roku Pańskim 1549, kiedy Dubreul tradycyjnie się jeszcze nad tém zachwycał.
Wyobraźmyż sobie teraz ogromną tę komnatę podłużną, oblaną przyćmioném światłem dnia styczniowego, w pełném rozigraniu tłumów pstrych, krzykliwych, sunących wzdłuż ścian i zataczających się w około siedmiu słupów, a będziemy już mieli pewne zamglone wyobrażenie o całości obrazu, którego szczegóły ciekawsze postaramy się zaraz dokładniéj obejrzéć.
Pewném jest, że gdyby Ravaillac nie był zamordował Henryka IV-go, nie byłoby wcale dokumentów procesu ravaillakowskiego w kancelaryi trybunalskiéj Pałacu Sprawiedliwości, ani téż wspólników zbrodni zainteresowanych w zniszczeniu rzeczonych dokumentów; a co za tém idzie, nie byłoby również podpalaczów, zmuszonych z braku lepszego środka podpalić kancelaryę, żeby spalić dowody, podpalić Trybunał cały, żeby spalić kancelaryę; a wreszcie nie byłoby wcale i pożaru 1616. Stary Pałac Sprawiedliwości stałby po dziś dzień na
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/20
Ta strona została przepisana.