— Dalibóg! — zawołał kapitan — tak się nie odchodzi. Wróć i potańcz nam trochę. Ale ba! piękny amorku, jak-że bo się nazywasz?
— Esmeralda — odrzekła tancerka, wciąż patrząc na rotmistrza.
Na to dziwne imię śmiech szalony rozległ się między młodemi pannami.
— Dla dziewczyny straszne to imię — zawyrokowała Dyana.
— A co, widzicie — rzekła Amelotta — że to czarownica.
— Moja kochana — zawołała uroczyście pani Aloiza — przyznaj, że twoi rodzice nie złowili ci tego imienia w kropielnicy.
Tymczasem Beranżera, nie zwracając na siebie niczyjéj uwagi, zaprowadziła kozę, przy pomocy marcepana, do kąta pokoju, i zawiązawszy z nią bardzo prędko przyjazne stosunki, już od kilku minut tam pozostawała. Ciekawe dziecię odwiązało zawieszony na szyi kozy woreczek, otworzyło takowy i wypróżniło na dywan. Woreczek zawierał całe abecadło, którego każda litera była napisaną na oddzielnéj tabliczce bukszpanowéj. Zaledwie tabliczki owe zostały wysypane na dywan, koza, któréj było to zapewne jednym z cudów, ku wielkiemu zdumieniu dziecka, zaczęła wysuwać swoją złoconą nóżką niektóre litery i układać je zręcznie w pewny porządek. W taki sposób po chwili utworzył się wyraz, w składaniu którego koza zdawała się być bardzo wprawną, gdyż go utworzyła bez najmniejszego wahania się, tak, że Beranżera składające ręce z zadziwienia, zawołała nagle:
— Mateczko chrzestna Lilio, zobacz co koza zrobiła!
Lilia przybiegła i zadrżała. Ułożone na posadzce litery tworzyły Wyraz:
— Czy koza to napisała? — zapytała dziecka zmienionym głosem.
— Tak, mateczko chrzestna — odrzekła Beranżera.
Niepodobna było wątpić; dziecko nie umiało pisać.
— Oto i jéj tajemnica! — pomyślała Lilia.
Na okrzyk dziecka zbiegli się wszyscy, i matka i młode panny i cyganka i kapitan.
Cyganka spostrzegła popełnioną przez kozę niedorzeczność. Zarumieniła się, zbladła i zaczęła drżéć przed rotmistrzem, jak winowajca; ten zdziwiony spoglądał na nią z uśmiechem zadowolenia.
— Phoebus! — szeptały młode panny pomięszane — imię kapitana!
— Masz nadzwyczajną pamięć! — rzekła Lilia do skamieniałej z bojaźni cyganki.
Poczém, skróś łez i łkania powiedziała z boleścią, zakrywając sobie twarz ślicznemi rękami: