Po tych słowach zarzucił pośpiesznie na plecy opończę podbitą futerkiem, podniósł czapkę i wybiegł, jakby go w pięty parzyło.
Udał się ulicą la Harpe ku Staremu: Miastu. Gdy przechodził koło ulicy la Hachette, zapach zachwycających pieczeni, które tam ustawicznie kręcono na rożnach, załechtał jego organy powonienia, i zgłodniały żak posłał czułe spojrzenie ku cyklopejskiéj téj warzelni mięsiw, na widok któréj Franciszkanin Calatagironne wykrzyknął pewnego dnia patetycznie: Veramente, queste rotisserie sono cosa stupenda! Ale Jehan nie miał za co śniadać; to téż z głębokiém westchnieniem zasunął się w chłodny cień bramy Małego-Kasztelu, pod ciężkie sklepienia jéj wież, strzegących wejścia do starego grodu.
Nie zatrzymał się nawet dla rzucenia po drodze. Jak to było we zwyczaju, kamieniem w posąg Perineta Leclerc’a, co to wydał był Anglikom Paryż Karola VI, za jaką zbrodnię popiersie jego z twarzą pokaleczoną kamieniami i obryzganą kałem, pokutowało przez trzy stulecia na rogu ulic la Harpe i Buci, jakby u wiekuistego pręgierza.
Przeskoczywszy przez Mały-Most, przebiegłszy przez ulicę Neuve-Sainte-Geneviève, Jehan znalazł się przed kościołem Najświętszéj-Panny. Tutaj znów się zaczął wahać, w ciągu kilku minut przechadzał się pod posągiem p. Legris, i powtazał z niepokojem:
— Kazanie nieuniknione, dukat niepewny!
Nareszcie zatrzymał jakiegoś kościelnego posługacza, wychodzącego z klasztoru:
— Gdzie jest pan archidyakon Jozajski?
— Sądzę, że jest w kryjówce swój, na wieży — odrzekł posługacz — a nie radziłbym waszmości przeszkadzać mu, chybabyś przychodził w imieniu kogoś takiego, jak ojciec święty lub Najjaśniejszy Pan nasz, Jego Miłość.
Jehan klasnął w dłonie.
— Dalibóg! znakomita sposobność obejrzenia sławnéj jaskini czarnoksięzkiéj.
Podniecony tą myślą, śmiało uderzył na małą czarną furtkę i zaczął wstępować na kręte wschody Saint-Gilles, prowadzące na górne piętra wieży.
— Zobaczę! — mówił w drodze. — Na wyprawę Przeczystéj Dziewicy! ciekawa to musi być rzecz, ta cela, którą wielebny mój brat chowa jak swoje pudendum! Mówią, że ma tam całą kuchnię piekielną i smaży na wielkim ogniu kamień filozoficzny. Na pazurki czarcie! tyle mię obchodzi jego kamień filozoficzny, co pierwszy lepszy krzemyczek, i wolałbym w piecyku jego znaléźć jajecznicę, niż największy z kamieni filozoficznych jakie na świecie istnieją.
Doszedłszy do galeryi o smukłych kolumnach, odpoczął chwilkę, klnąc nie wiem na ile już milionów fur beczek djabłów, nieskończone
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/234
Ta strona została przepisana.