Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/238

Ta strona została przepisana.

jest, mędrzec ma słuszność; w istocie Marya, Zofia, Esmeral... Przekleństwo! zawsze ta sama myśl!
I zamknął gwałtownie księgę.
Ręką potarł czoło, jakby dla opędzenia się prześladującym go marom; następnie wziął ze stołu gwóźdź i mały młotek z rączką, pokrytą kabalistycznemi znakami.
— Od niejakiego czasu — rzekł z gorzkim uśmiechem — nie udają mi się już żadne doświadczenia! myśl nieubłagana, nieodżegnana, mną owłada i ogniem mózg mi pali. Nie mogłem nawet odnaleźć tajemnicy Kassyodora, którego lampa gorzała bez knota i bez oliwy. Rzecz prosta, jednak!
— Do licha! — knąał Jehan.
— ...I tak więc dość jednéj pozioméj myśli, by się człowiek stał słabym, by się stał szalonym. O! jakżeby się ze mnie śmiała Klaudya Pernelle, która nie mogła ani na chwilę odciągnąć Flamela od wielkiego dzieła! Jakto! trzymam w méj dłoni magiczny młotek Zechielego! każdym razem, gdy straszny rabin w głębi swéj celi uderzał tym młotkiem w gwóźdź ów, wróg, którego potępił, chociażby był oddalony o dwa tysiące mil, zapadał na stopę w ziemię i więdł. Sam król francuzki wszedł po kolana w bruk swego Paryża za to jedynie, że pewnego wieczora zapukał niebacznie we drzwi czarodzieja... I miało to miejsce lat temu zaledwie trzysta... Posiadam oto młotek i gwóźdź, lecz cóż, narzędzia te nie są w moich rękach straszniejsze od kowadełka w rękach kowala. A jednakże, chodzi o nie więcéj, tylko o odnalezienie magicznego wyrazu, który Zechiele wymawiał, uderzając w swój gwóźdź.
— Fraszka! — pomyślał Jehan.
— Mniejsza o to, sprobujmy — powiedział żywo archidyakon. — Jeżeli mi się uda, iskierka błękitnawa wytryśnie z główki gwoździa... Emen-Hetan! Emen-Hetan!.. Nie, nie to... Sigeani! Sigeani!... Niech gwóźdź ten otworzy grób osobie noszącéj imię Phoebusa... Przekleństwo! ciągle, zawsze, wiecznie ta sama myśl!...
I z gniewem cisnąwszy młotek, tak się na swój fotel osunął, że Jehan stracił go z oczu za ogromném wezgłowiem krzesła. Przez minut kilka widział tylko pięść jego, konwulsyjnie ściśnięta na księdze. Nagle dom Klaudyusz powstał, porwał za cyrkiel i w milczeniu wyrył na ścianie wielkiemi literami ten oto wyraz grecki:

ἈΝΆΓΚΗ.

— Mój brat oszalał — rzekł w duchu Jehan. — Bez porównania prościéj było napisać Fatum; nie wszyscy przecież obowiązani są umiéć po grecku.