coraz mocniéj zamykały mu w klamry ramion sąsiedzkich twarz szeroką, krwistą, karmazynową z gniewu i złości.
Nareszcie jeden z sąsiadów, mały, krępy, poważny jak i sam pan kuśmierz, rzucił się doń z pomocą.
— Obrzydliwości! i w ten to sposób śmią żaki przemawiać do sławetnego! a tożby za moich czasów osmagano ich łozami, i na łozach następnie spalono.
Gromada cała buchnęła śmiechem.
— Hej-że na! któż tak znowu wywiódł tonem podobnym? cóż to za puhacz nieszczęść?
— Aha, mam go, poznaję — rzekł jeden; — to mistrz Jędrzéj Musnier.
— Albowiem jest jednym z czterech przysięgłych księgarzy Wszechnicy! — zauważył drugi.
— Wszystko tam idzie czworkami w téj kramnicy! — wrzasnął rzeci. — Cztery narody[1], cztery fakultety, cztery święta, czterech prokuratorów, czterech elektorów, czterech księgarzów...
— A więc — pochwycił Jehan Frollo, — podsadźmyż im i djabła czworo-różnego...
— Musnier, z dymem puścimy wszystkie twe książki.
— Musnier, na gorzkie jabłko zbijemy ci twego bębna.
— Musnier, na miazgę zetrzemy ci żonkę...
— Zacną tłuściutką panieneczkę Qudarde...
— Która jest równie świeżą i wesołą, jak gdyby była wdówką.
— A niech-że was piorun trzaśnie — mruknął mistrz Jędrzéj Musnier.
— Mistrzu Jędrzeju — odparł Jehan zawieszony zawsze u kapitelu — zamilknij, proszę, albo ci się zwalę na łeb, jak widzisz...
Mistrz Jędrzéj podniósł wzrok, zdawał się chwilę mierzyć wysokość słupa, ciężar swawolnika, pomnożył ten ciężar przez kwadrat z odległości, i język mu przylgnął do podniebienia.
Jehan, pan placu, dodał zwycięzko:
— Bo téżbym to zrobił, jakem brat archidyakona!
— No nie ma co mówić, śliczni panowie, ci nasi jegomoście ze Wszechnicy! nie poszanować-że naszych przywilejów nawet w dniu takim jak dzisiejszy! Do licha! są ognie sztuczne i rószczka na
- ↑ Dawna Wszechnica Paryzka dzieliła się na cztery wydziały, wedle przyznawanego obywatelstwa akademickiego czterem tak zwanym narodom: Francyi, Pikardyi, Normandyi i Anglii; tę ostatnią zastąpiły późniéj Niemcy. (Przyp. tłóm.)