— Na krosty i liszaje prababki, Jehanie, za wiele paplesz od rzeczy. Ale, czy zostało ci jeszcze trochę pieniędzy?
— Mości rektorze, bez uchybienia, mała rzeźniczka parva boucheria...
— Jehanie, kochany mój Jehanie! opamiętaj-że się. Alboż nie wiesz, że naznaczyłem małéj schadzkę na moście Ś-to-Michalskim. Nie mogę jéj gdzie indziéj zaprowadzić, jak do Falurdelowéj, kątnicy mostu, tam zaś koniecznie zapłacić wypadnie za stancyjkę. Stara baba po toż ma wąsy siwe, by mi na kredę nie wierzyła. Jehanku, zmiłuj się, czyżbyśmy całą sakwę plecha przepili? nie zostałoż-ci ani jednéj złotówki?
— Przeświadczenie dobrze zużytych godzin dnia jest najsłuszniejszą i najłechtliwszą przyprawą stołu...
— Do stu czarcich macior! dość tych głupich facecyj. Jehanku, gadaj mi do stu szatanów, czy ci zostało parę groszy? Dawaj, a nie, to cię obmacam do koszuli, choćbyś był trędowatym jak Hiob i krostawym jak Cezar.
— Mnie wiel... mości panie dobrodzieju, jednym końcem ulica Galiache wychodzi na Szklarską, a drugim na Tkacką.
— No i owszem, dobrze! biedny mój, kochany towarzyszu Jehanie. Ulica Galiache co innego, a to znów co innego. Wybornie, niech i tak będzie. Lecz na miłość Boską, przyjdź do przytomności. Potrzebuję choć jednéj złotówki paryzkiéj, i to na siódmą.
— Milczéć straży i słuchać zwrotki:
Wnet się królowi Arras ukorzy;
Wnet téż i morze, co tam tak wyje,
Grzbiet swój czerwcowym lodem okryje;
A po tych lodach, bosiutką nogą,
— A, kiedy tak, magistrze ty antychrysta, to niechże cię zdławi wątroba twój matuli! — zawołał Phoebus, i silnie pchnął pijanego żaka, który się otarłszy o mur przeciwległy, bezwładnie a miękko padł na bruk Filipa Augusta. Przez resztkę litości braterskiéj, w najgorszych razach nie opuszczającéj do szczętu serce pijaka, Pboebus podrzucił Jehanka nogą na jednę z owych poduszek nędzarzy, jakie opatrzność grodzka chowa na zawołanie po wszystkich rogach ulic paryzkich, a które wygodnisie i dusitrzosy piętnują pogardliwą nazwą kup śmiecia i gnoju. Rotmistrz ułożył głowę Jehanka na pochyłéj płaszczyznie kapuścianego okrawka, i żak nasz, nie zdążywszy nawet