się w kątku za stolikiem i kałamarzem. Mistrz Jakób Charmolue zbliżył się do cyganki z wyrazem niezmiernie słodziutkim.
— Drogie moje dziecię — rzekł — obstajesz więc przy przeczeniu?
— Obstaję — odpowiedziała głosem już gasnącym.
— W takim razie — począł Charmolue — bardzo nam będzie bolesnie, lecz musimy pytać z większym nieco naciskiem, niżbyśmy sobie życzyli. Racz łaskawie pofatygować się i usiąść na tém oto łożu.... Mistrzu Pierrat, ustąp miejsca panience i drzwi zamknij.
Pierrat powstał warcząc.
— Jeżeli drzwi zamknę — odparł szorstko — to mi w piecu wygaśnie.
— A no, mój kochany — łagodnie wymówił Charmolue — to nie zamykaj.
Esmeralda wszakże nie ruszała się z miejsca. Łoże to skórzane na którém się tylu łamało nędzarzy, przerażało ją. Strach do szpiku kości chłodem ją przejmował; stała tak, drżąca, osowiała, bez przytomności prawie. Na znak Charmolue dwaj pomocnicy przysięgłego mistrza porwali ją i posadzili na łożu. Krzywdy dotkliwszéj nie zrobili wcale; w chwili jednak, gdy się jéj dotknęli, w chwili gdy pod sobą poczuła skórzany tapczan, wydało się nieboraczce, że wszystka krew zbiegła jéj naraz do serca. Wzrokiem obłąkanym powiodła po izbie. Wyobraziło się jéj, że ze wszech stron naraz powstały, ku niéj szły, po całém się ciele rozlazły, kąsając i szczypiąc, wszystkie te krzywe i potworne wymysły tortur, które śród rozmaitych narzędzi, jakie dotychczas w swém życiu widziała, były tém czém są nietoperze, stonogi i pająki śród ptastwa, drobiu lub bożych krówek ludzkości.
— Gdzie jest lekarz? — spytał Charmolue.
— Jestem — odpowiedział głos z pod czarnéj sutany, któréj dotąd cyganka nie spostrzegła.
Przejął ją dreszcz śmiertelny.
— Mościa panno — począł znów najuprzejmiéj prokurator królewski przy sądzie duchownym — po raz trzeci cię zapytuję, azali wciąż zapierasz się czynów, o jakie jesteś oskarżoną?
Tym razem zaledwo się zdobyła na potwierdzający znak głową. Słowa już zabrakło.
— Zapierasz się? — powtórzył Jakób Charmolue. — A więc! lubo doprowadza mię to do rozpaczy, trzeba mi spełnić powinność mojego urzędu.
— Panie prokuratorze królewski — opryskliwie wtrącił Pierrat — od czego zacząć?
Charmolue wahał się sekund parę, z dwuznaczném zakłopotaniem poety szukającego rymu.
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/277
Ta strona została przepisana.