Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/279

Ta strona została przepisana.

w procesie wymienionych? — spytał Charmolue z niezmienną słodyczą.
— Jestem niewinną.
— W takim wypadku jakżeż mościa panno wytłómaczysz okoliczności obciążające cię?
— Ach, niestety! jaśnie panie, nie nie wiem.
— Zaprzeczasz tedy?
— Wszystkiemu.
— Zaczynaj — rzekł Charmolue do Pierrata.
Pierrat oburącz zakręcił szrubą, dwu-sosznik się zwężył, i nieszczęśliwa wydała jeden z tych przerażających okrzyków, na wyrażenie których pisownia żadnego... tak jest — żadnego języka znaków nie posiada.
— Zatrzymaj — powiedział Charmolue do oprawcy. — Czy wyznajesz? — spytał cyganki.
— Wszystko! — jęczała dziewczyna w konwulsyach. — Wyznaję wszystko! Łaski!
Nie obliczyła nieszczęsna sił swoich mierząc się z pytałką. Biedne dziecko! ono, którego życie aż dotąd płynęło wesoło, swobodnie, słodko, pierwszéj boleści zwyciężyć się dało.
— Każe mi ludzkość i miłosierdzie powiedziéć — zauważył prokurator królewski — że przyznawszy się do winy, śmierci już tylko oczekiwać możesz.
— Pragnę jéj! — rzekła. I padła na łoże skórzane, półmartwa, zgięta we dwoje, zawieszona na rzemieniu u piersi jéj spiętym.
— Haj-że, piękna moja — mówił Pierrat podtrzymując ją — zbierz się na trochę odwagi. Masz oto minę owieczki złotéj, co to czepi u szyi księcia Jegomości Burgundzkiego.
Jakób Charmolue głos podniósł:
— Pisarzu, notuj... Młoda dziewczyno cygańska, przyznajesz się do udziału w szabasach, wieczorynkach i nieczystych sprawach piekła, z larwami, maszkarami i upiorami? Odpowiedz!
— Tak — odrzekła cicho, że głos jej w westchnieniu ginął.
— Przyznajesz, żeś widziała łopatkę tryka, którą Belzebub pokazuje w chmurach, zwołując wiece szatańskie, a którą tylko wiedźmy i czarowniki oglądać mogą?
— Tak.
— Przyznajesz, żeś czciła poczwarne łby Bophometa, ohydne owe cielce Templaryuszów?
— Tak.
— Żeś zostawała w ciągłéj spółce ze złym duchem, ukrytym w koziołku domowym, z którym sprawa twoja ma łączność?