— Jest przy ulicy Glatigny.
— Ściele łoże królowi nicponiów.
— I płaci należne cztery denary: quatuor denarios.
— Aut unum bombum.
— A może miłość wasza woli, by ci pod nos zapłaciła?
— Towarzysze! mistrz Szymon Sanguin, elektor Pikardyi, z babą swoją u czapraka z tyłu!
— Post equitem sedet atra cura.
— Rzeźko, mistrzu Szymonie!
— Dzień dobry, mości elektorze!
— Dobréj nocy, mościa elektorko!
— Ot szczęśliwcy, mogą patrzéć na to wszystko! — z westchnieniem mówił Joannes de Molendino, zasunięty wciąż za liściasty swój kapitel.
Tymczasem przysięgły księgarz Wszechnicy, mistrz Jędrzéj Musnier, nachylony ku kuśnierzowi-szubownikowi szat królewskich, mistrzowi Lecornu, szeptał mu na ucho:
— Powiadam waszmości, to koniec świata. Podobnéj rozwiązłości nigdy jeszcze nie widziano po szkołach; przeklęte wynalazki wieku gubią wszystko. Działobitnie, śmigownice, muszkiety, a zwłaszcza ten kunszt drukarski, nowa ona zaraza niemiecka! Nie masz już manuskryptów, nie masz ksiąg! tłocznia zabija księgarnie. Zbliża się koniec świata.
— Alboż tego nie widzę po wzrastającéj mnogości materyj aksamitnych! — odrzekł handlarz wyrobów kuśnierskich.
Zegar akurat wydzwonił południe.
— Aa! — odetchnął tłum wszystek oddechem jednym.
Zamilkli żaki. Wszczął się wraz rumor wielki, szelest, suwanie nogami, podjął się szmer ogólny chustek i odchrząkań. Każdy się starał w swojéj gromadce umieścić jak najwygodniéj, najwidniéj, najzręczniéj. Wnet zaległo milczenie; wszystkie się karki wyprężyły, wszystkie się usta rozwarły, wszystkie spojrzenia zwróciły ku marmurowemu stołowi... Nikt i nie się na nim nie pokazało. Czteréj hajducy marszałkowscy jak stanęli byli, tak i stali po rogach, nieruchomi i chłodni, niby cztery malowane posągi. Spojrzenia tłumów zwróciły się natychmiast ku podwyższeniu przeznaczonemu dla posłów flamandzkich. Drzwi tam znaleziono zamknięte, podwyższenie puste. Od samego rana pospólstwo na trzy rzeczy oczekiwało: na połudzień, na ambasadę Flandryi, na misteryum. Południe samo jedno przybyło w porę. Za grube żarty!
Czekano minutę, dwie, trzy, pięć, dziesięć, kwandrans: nikt nie przybywał. Na podwyższeniu honorowém ani żywéj duszy; ani cienia na scenie. Niebawem téż niecierpliwość gniewem zakipiała. Roz-
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/28
Ta strona została przepisana.