— Ach, to sen! — zaszemrało dziewczę, i uczuło jednocześnie, jak ją krzepkie jakieś dłonie pochwyciły i uniosły.
W wiekach średnich, gdy gmach był skończony, miałeś go tyleż pod ziemią co nad nią. Pałac, twierdza, kościół, posiadały zawsze — jeśli tylko nie były, jak Notre Dame de Paris, wzniesione na palach — objętość podwojoną; okrom budowy nad ziemią, podziemię. W katedrach była to pewnego rodzaju katedra podziemna, nizka, ciemna, tajemnicza, ślepa i głucha, rozpostarta pod nawą wyższą, zapływającą światłem, brzmiącą organami i dzwonami we dnie i w nocy; niekiedy bywał to cmentarz. Po pałacach, po twierdzach, podwale takie było więzieniem lub również cmentarzem, jeżeli nie jedném i drugiém zarazem. Potężne owe budowy, których sposób powstawania i rośnięcia wytłómaczyliśmy w inném miejscu, miały nie proste tylko posady, fundamenta, lecz, że się tak wyrazimy, korzenie roztaczające się gałęzisto w glebie izdebkami, kurytarzami, lochami, schodkami, tak samo jak i odgórna część gmachu. W ten sposób kościoły, pałace, twierdze, do pasa chowały się w ziemi. Sklepy budynku pewnego były drugim budynkiem, do którego się zstępowało, zamiast wstępować, i który podziemne owe piętra domierzał do piętrowych gromad wyższéj, śródpowietrznéj połowy gmachu, jak owe lasy i góry, odbite w zwierciadlanych wodach jeziora, domierzają swe kształty do lasów i gór ponadbrzeżnych.
W Bastylii Ś-go Antoniego, w paryzkim Pałacu-Sprawiedliwości, w Luwrze, dolne owe budowy były więzieniami. Piętra onych, zagłębiające się w glebie, stawały się coraz węższemi i ciemniejszemi. Miałeś tu szereg stref, wedle których układały się stopnie grozy. Dante nie straszniejszego nie mógł wymyśléć dla swego piekła. Potworne te stoki ciemnic kończyły się zwykle na samym spodzie téj kadzi, tam gdzie Dante umieścił szatana, a gdzie społeczność dawna trzymała skazanych na śmierć, — pewnego rodzaju banią odsadkową, malowniczo zwaną w języku francuzkim „ceul-de-basse-fosse.* Nędzna istota, która się tu raz dostała, mogła się już na wieki pożegnać ze słońcem, powietrzem, życiem... ogni speranza: bo jeśli ztąd i wyszła kiedy, to tylko na szubienicę lub na stos. Niekiedy pozwalano jéj żywcem gnić w owym „odsadku“; zwało się to wówczas w języku sprawiedliwości ludzkiéj: „zapomniéć.“ Między sobą a ludźmi, zbrodniarz czuł zawieszony nad głową nawał kamieni, strażnic i stróżów: więzienie całe, forteca cała, była tylko jedną wielką kłódką, na niezliczone śruby i skręty przytwierdzającą rozbrat jego ze światem żyjącym.