draźnione wyrazy biegały dokoła, lubo co prawda tym razem hamowane jeszcze.
— Misteryum! misteryum! — szemrano głosem przytłumionym.
Wrzało pod czuprynami. Burza zaledwo tymczasem pomrukująca, rozhuśtywała się po powierzchni tłumów. Pierwszy alarmowy sygnał wisiał w powietrzu. Dał go Jehan du Moulin.
— Misteryum!! do kroćset z Flamandami! — ryknął całą potęgą piersi, skręcając się jak wąż w około naczołka kolumny.
Pospólstwo odpowiedziało oklaskiem.
— Misteryum! — powtórzyło — i niech tam djabli Flandryę porwą!
— Żądamy misteryum, natychmiast — zaczął żak; — a jeśli nie, tobym sądził, na sznurek wziąć marszałka pałacu, w zastępstwie krotochwili i obroku duchowego.
— Rżnie jak z ambony — zawołał lud; — panowie hajducy nie pożałują pierwsi dać gardło, mniemamy!
Nastąpił okrzyk powszechny. Biedni hajducy poczynali blednąć i poglądać za siebie. Tłum ruszył ku nim; nieboracy ujrzeli naraz, że cieńkie ogrodzenie z drzewa, oddzielające ich od fal ludowych, wygięło się łukiem do środka, ohydnie ustępując pod naciskiem motłochu.
Chwila była stanowczą.
— Splądrować! zrabować! — odzywano się ze wszech stron.
Lecz w téj-że chwili zasłona szatni, opisanéj powyżéj, podniosła się, i z po za niéj pokazał się człowiek, na którego widok pospólstwo zatrzymało się nagle, wpadając jakby olśnione urokiem jakim, z gniewu w zaciekawienie.
— Cicho! cicho!
Osobistość nowa, siebie nie pewna, drżąca od nóg do głowy, postąpiła aż pod sam kraniec stołu marmurowego, kłaniając się bezustanku z uniżonością, która w miarę zbliżania się ku tłumom coraz bardziéj i bardziéj stawała się podobną do czołobitnego klękania.
Przez czas ten, wszystko już prawie wróciło zwolna do porządku.
Pozostał tylko lekki ów szmer, który się zwykle wydobywa ze środka milczącego pospólstwa.
— Sławetni obywatele — odezwał się przybyły — czcigodne obywatelki! Baczymy się w obowiązku miéć dostojność wygłoszenia, w obec jego przewielebności pana naszego i kardynała, wielce pouczającego i powabnego dyalogu, tytułem: Sądzenie Sprawiedliwe Swiętéj Maryje Dziewice. To ja przeznaczon wyprawować Jupitera. Jego przewielebność towarzyszy w tym momencie poselstwu szanownemu jego miłości książęcia Rakuzkiego; które to poselstwo zatrzymane jest przez moment słuchaniem dyskursu rektora Akademii podle bramy
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/29
Ta strona została przepisana.