Zkądinąd był prawie pewnym, że sprawa nie nabierze wielkiego rozgłosu, że imię jego, pod nieobecność osoby, wymówioném ledwo zostanie, a w każdym razie nie rozebrzmi po za krasomówcze mury baszty Tournelle. I co do tego nie mylił się bynajmniéj. Gazeta sądowa wcale jeszcze wówczas nie istniała, a że nie było tygodnia, w którymby nie smażono w jednéj z licznych sądownie paryzkich jakiego podrabiacza monety, nie wieszano jakiéj czarownicy, nie pławiono wiedźmy, lub nie palono heretyka, ztąd widok staréj feudalnéj Temidy, zakasującéj żylaste ręce i przy lada placyku powinność swą czyniącéj u kotła, pręgierza lub szubienicy, stał się do tego stopnia pospolitym, iż pierwszy lepszy proces o morderstwo, spisek, kabałę i schadzki ze złym duchem, w żaden żywy sposób za dziwowisko nadzwyczajne uchodzić nie mógł. Wiedziano, że tak czy inak na gardle się kończył, a stokroć łatwiéj było wtedy dać gardło, niż grzywnę. Większy świat czasów owych rzadko kiedy nawet wiedział nazwisko nieboraka, ciągnionego pod oknami na śmierć. Lud prosty, co prawda, zawsze się chętnie raczył grubemi temi potrawami, ale rzecz to znana od wieków, że w razach takich zawsze go raczéj ilość zajmowała, niż jakość. Patrzał zawsze, nie badał nigdy. Z tego powodu egzekucya była na drodze publicznéj wypadkiem niemal tak zwyczajnym, jak kupa opiłek przed domem ślusarza, lub niewyprawna skóra na płocie garbarza. Kat był niejako gatunkiem rzeźnika, tylko barwy troszkę ciemniejszéj.
Rychło więc uspokoił się Phoebus na duchu co do téj uwodzicielki Esmeraldy, czy Similardy, jak ją nazywał, co do jéj puginału lub puginału mnicha zaklętego (o różnicę nie stał wcale), i co do rozwiązania procesu. Ale zato, jak tylko serce jego zostało z téj strony wolném, obraz Lilii zjawił się w niém w też pędy. Serce rotmistrza Phoebusa, za przykładem fizyków tamtych czasów, nie cierpiało próżni.
A i to wziąć wypadało na uwagę, że trzeba-by nie wiem już kogo, żeby nieco dłużéj można było wytrzymać w Queue-en-Brie, miasteczku kowalów i mleczarek o szorstkich rękach i zamurusanych twarzach, miasteczku składającóm się z długiego łańcucha lepianek i chatek, które opisują gościniec główny na jakie pół mili. Prawdziwe queue, ogon niezmiernéj długości.
Lilia była przedostatnim przedmiotem jego ubóstwiań; sama wyglądała jak aniołek, a posag miała prześliczny; jest-że więc dziwném, że pewnego cudownego poranka, całkiem się już podleczywszy, a przypuszczając, że po dwóch miesiącach sprawa cyganki powinnaby być skończoną i pogrzebaną, zakochany nasz rycerz strojnie i zbrojnie stanął przed bramą mieszkania pani Gondelaurier?
Nie zwrócił uwagi na dość liczne tłokowisko ludu, gromadzącego
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/299
Ta strona została przepisana.