się na placu katedralnym przed frontonem Najświętszéj Panny; przypomniał sobie, że był to miesiąc Maj; mogło więc, przypuszczał sobie, chodzić tu o jaką Processyę, o uroczysty obchód, o jakie zielone świątki; uwiązał zatém konia u haka przy bramie i wesoło pobiegł ku pokojom pięknéj swéj narzeczonéj,
Zastał ją z matką samotnie.
Lilii nie przestała ciężyć na serduszku scena z tancerką, kozą i alfabetem. Szczególnie trudno się jéj było pogodzić z długą nieobecnością Phoebusa. Jednakże, gdy ujrzała rotmistrza wchodzącego, gdy zobaczyła jego postawę dziarską, mundur nowiutki, pas lśniący i wyraz twarzy istotnie rozkochany, niepodobna jéj było wstrzymać się od żywego rumieńca zadowolenia. Poczciwa dziewczyna i sama téż wyglądała powabniéj, niż zwykle. Przepyszne jéj jasne włosy splatały się w warkocz zachwycający: ubraną była od stóp do głowy w ów błękit niebieski, co tak doskonale licuje z białością śnieżną, a o czém się pod sekretem dowiedziała od Kolumby; wzrok zaś jéj był przyćmiony miłosną ową tęsknicą, która płci naprawdę białéj więcéj jest jeszcze do twarzy, niż niebieskie błękity.
Phoebus, który od kilku tygodni w kwestyi piękna zmuszonym był poprzestawać na dziéwkach w Queue-en-Brie, od razu upojony został widokiem Lilii, co z kolei i jego samego ubrało wraz w pozory tak nadskakujące i rzetelnie zachwycone, że pokój podpisanym został bez przydłuższych formalności, natychmiast. Sama nawet pani Gondelaurier, po staremu zawsze odpoczywająca w szerokim dziedzicznym fotelu, nie miała serca zburczyć rotmistrza jak należało. Co zaś do wyrzutów Lilijki, takowe po niejakiém zakłopotaniu w kwestyach etymologii, wysforowały się wraz, nie wiemy już jaką drogą kokieteryi niewieściéj, na przestworza gruchań, takoż niebieskich.
Śliczne dziewczę siedziało u okna, haftując wciąż grotę Neptuna.
Kapitan stał oparty o węzgłowie jéj krzesełka, a ona poséłała mu półgłosem miłe swe wyrzuty:
— No, ale cóż to się z tobą działo, niedobry, przez te dwa długie miesiące? Gadaj mi zaraz.
— Przysięgam ci — odpowiedział Phoebus, zaambarasowany trochę pytaniem — przysięgam ci, że papieżowi byś głowę zawróciła, tak jesteś piękną.
— Dobrze, dobrze, niech i tak będzie, mości panie. Zostaw już tę moją piękność i odpowiadaj. Śliczna piękność, to widać...
— No, jeśli tak, kochana kuzynko, to ci powiem, że mię służba wzywała.
— Służba, i dokąd-że to, jeśli łaska? i dlaczegożeś nie przyszedł pożegnać się z nami?
— Do Queue-en-Brie.
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/300
Ta strona została przepisana.